17 lis 2012

Łatgalia


Granicę między Litwą, a Łotwą przekroczyliśmy nie wiadomo jak, nie wiadomo kiedy. Jakaś tablica przy drodze, gwiazdki na niebieskim tle i już. Zaraz za nią roztacza się krajobraz typowy chyba dla całej Europy Środkowej, pełen architektury "po": porosyjskiej, pożydowskiej, poniemieckiej, w każdym razie wskazującej przynależność w przeszłości do właścicieli innej narodowości, wiary, zwyczajów, niż ci obecni.

Na ten widok w autokarze rozległo się wielogłosowe:
"O! Pracują, jak w Polsce!"
Pierwsze miasto na trasie: Daugavpils/Dyneburg/Dźwińsk.
Na peryferiach
Na drodze z Dyneburga do Rēzekne: wyciąganie tira z rowu.
podobno wiózł szampan...
Po godzinie
Społeczność Polskiego Państwowego Gimnazjum w Rēzekne obchodziła Dzień Niepodległości 9 listopada. Dyrektor szkoły Walentyna Szydłowska powitała uczestników w stroju łotewskim, dwie nastoletnie konferansjerki (Polki) wystąpiły w stroju szlacheckim polskim i ludowym łotewskim. Na ścianie za nimi - godła, flagi i wstęgi w barwach obu krajów. Pełna harmonia i zrozumienie. Polacy mówią: tu żyjemy, pracujemy na rzecz tego kraju i nigdzie się z niego nie wybieramy.




Ciekawy instrument, struny, pod nimi metalowe sztabki, gra się monetą. Może
to jakaś odmiana kokli?

Instrument ludowy. Jak wyjaśniły mi panie ze Związku Polaków Łotwy,
nazywa się on "bęben" lub "diabeł", stąd małpka na szczycie.
Grający postukuje nim rytmicznie o podłogę.
Ruiny krzyżackiego zamku w Rēzekne/Rzeżycy/Rositten. Stąd rozwinęło się miasto
nad rzeką o tej samej nazwie.
Rzeka Rēzekne opasuje wzgórze zamkowe
U stóp ruin coś nowoczesnego: otwarte w tym roku Centrum Usług Twórczych
„Zeimuļs”

Gospodarze słusznie czynią, chwaląc się swoim nowym nabytkiem. Centrum „Zeimuļs” (ołówek) otwarto na wiosnę tego roku. Całość kosztowała 10 milionów euro, większość z tego pochodziła z unijnych środków. Na dole jest Centrum Informacji Turystycznej i kawiarnia, na górze sale zajęć dla dzieci i młodzieży. Do wyboru jest 60 różnych kółek zainteresowań (w 30-tysięcznym mieście), przez różne gatunki tańca, techniki plastyczne i rękodzielnicze, po mechatronikę i eksperymenty chemiczne. Jak mówi Mareks Grišins z CIT, żaden z instruktorów nie ma etatu, każdy przedstawił projekt swoich zajęć i jeśli zyskał on uznanie samorządu, dostał dofinansowanie. Wśród sal jest jedna skomputeryzowana, specjalnie przeznaczona dla młodzieży, chcącej pisać projekty. Jeśli ktoś ma pomysł na zajęcia dla młodszych od siebie, pisze projekt i startuje po dotację od miasta. Lek na problemy kultury w Sejnach?


Wystawka w związku z Dniem Niepodległości Łotwy 18 listopada.
Wszystko w kolorach flagi. Łotysze w ten dzień strzelają z petard w centrum miast.
Gadadiena znaczy rocznica.

Centrum „Zeimuļs” w dniu otwarcia. Widać połamaną bryłę dachu obsadzonego trawą i dwie wieże
"ołówki". Jest legenda, jakoby spadły one z nieba i wbiły się w ziemię.
Od nich bierze się nazwa centrum
Budynek w środku to stal, szkło i uszlachetniony beton. Plus prace plastyczne
powstałe w nieznanych mi, a wartych skopiowania technikach
Która damska, która męska? Na każdym kroku widać motywy zaczerpnięte z
łatgalskiej sztuki ludowej
Jeden z "ołówków"z motywami z ludowych krajek
Wieże co chwilę zmieniają kolory. Jest fiolet, żółty, czerwony, szary, zieleń

Patio na środku gmachu: podświetlony, szklany bruk. Oczywiście ludowe kwadraty :)

Zachód słońca nad Rēzekne, widziany z wieży-ołówka

Kawiarnia Rositten (czyli kafejnica, a Rositten to krzyżacka nazwa osady,
znanej już w IX wieku)
W CIT do kupienia rękodzieło, w znane już wzory z kwadratów
Pierwszy wieczór spędziliśmy w Dricāni (Drycanach), siedzibie "pagastu" czyli gminy wiejskiej, rodzinnej wsi etnologa barona Gustawa Manteuffla. Duch barona musiał krążyć w okolicy, bo ja przeżyłam kulturowy szok. Ale od początku... Zaproszono nad do miejscowego domu kultury, gdzie społeczność świętowała św. Marcina. Na salę koncertową ściągały całe rodziny: dziadkowie, rodzice, dorosłe dzieci, wnuczęta, laski na szpilach, meni pod krawatem. Wszyscy z koszyczków wyciągali przygotowane jedzenie, siadali za stołami i oglądali występy. Przy wejściu płacili jakieś niewielkie sumy, w zamian dostając przypinki z numerkami, potem była loteria. My z Polski patrzyliśmy na to wielkimi oczami: ludzie bawią się razem! Nasze gospodynie wyjaśniły nam, że w miastach Łotwy to też się już nie zdarza, ale na wsi, owszem. Pal licho, kto i kiedy budował im te ogromne ośrodki kultury, dość, że nie stoją one pustką i są autentycznie miejscem spotkań.

Męskie granie i śpiewy

Drugi szok przeżyłam usłyszawszy łatgalski śpiew i muzykę ludową. W swej niewiedzy i zadufaniu wyobrażałam sobie, że Łotwa to jakby nieco inna Litwa i tu łuski spadły mi z oczu. Jeśli mogę spróbować porównać to do czegoś mi znanego, to folklor łatgalski "asocjonuje" mi się z muzyką Karpat, rumuńskich Cyganów itp. Tyle jest w tym optymizmu i dynamiki, że... Kolejną sprawą jest język, w którym chyba tylko "lab den" kojarzy się z "laba dena" i "lab rit" z "labas ritas", poza tym nie byłam w stanie wyłapać żadnego słowa. Poznałam "skola" - szkołę, "iela" - ulicę.


Wschód słońca nad rzeką Rēzekne
Zamieszkaliśmy w ogromnym gmachu nad rzeką, mieszczącym internat dla dzieci nieprzystosowanych społecznie. Na wstępie intendent zakazał mi palić przy wejściu, bo dzieci patrzą. Okazało się, że słusznie, bo nasz kierowca nie znał tego zakazu i w efekcie był molestowany przez kilkuletnich kajtków o papierosy. Tu przeżyłam kolejny szok. Wydawało mi się, że jadę na Łotwę przygotowana, obczytana trochę o tym kraju. Kiedy jedna z nowo poznanych osób, z którą ochoczo nadawałam po rosyjsku, powiedziała "my wszyscy Słowianie", a ja chciałam zaprzeczyć, powiedzieć, "my Słowianie, a wy Bałtowie", dotarło do mnie, że ona ma rację. Miejsca, w których byliśmy, są właściwie zdominowane przez Rosję, język, kulturę, ludzi. Jak ma się ta większość narodowa, o tym nieco później. Tymczasem szukając sposobu na znalezienie klucza od wejściowych drzwi do internatu, zagadałam po rusku do dzieci i okazało się, że wsie razgawarywajut. Dziwne to sprawia wrażenie w porównaniu z Polską, gdzie ludzie poniżej trzydziestki niemieją słysząc russkij jazyk. Z drugiej strony - nigdy w swoim życiu nie usłyszałam tylu komplementów na temat  doskonałego władania przeze mnie językiem obcym :)

Wracając do internatu. Męczyłam panie polonuski (w większości władające tylko rosyjskim i łotewskim), co też mogło tam wcześniej być, zanim zbudowano internat. Brzeg rzeki, wzgórze, piękne widoki. No i jedna zadzwoniła do męża, żeby zapytać i okazało się, że był tam posterunek poczty konnej  na trasie Warszawa-Petersburg.  Wot i wsio.

Altana śmietnikowa przy internacie. Jeśli wierzyć graffitti, to również norweskie dzieci
były tu resocjalizowane.
Nazajutrz po śniadaniu zajechaliśmy do łotewskiej Częstochowy - Agłony. W autokarze zamęczałam siedzące obok polonuski. Jedna z nich miała reklamówkę z logo Ermitaża. "Byliście w Ermitażu?" - pytam. "Urodziłam się w Petersburgu, mam tam mamę i siostrę. Kiedyś jeździłam tam co roku, teraz rzadziej" - mówi piękna i pełna godności pani. "Ale u was polskie korzenie są?" "Kilka procent" - odpowiada.

Agłona przy pięciostopniowym mrozie i w słońcu wyglądała jak na tacy. Zawsze i wszędzie będzie mnie dziwił łabędziobiały barok na tle surowej przyrody, nędzy drewnianych chatek i artretycznych starców. Kosmiczne wrażenie robi gigantyczna hala w prawie pustym polu nad jeziorem. Podobno Matka Boska objawiła się w sosnowym lesie i wskazała to miejsce jako to, w którym chce mieć sanktuarium. Wtedy była tu puszcza.

Agłona. Nasze gospodynie prowadzą nas do wejścia.

Wnętrze kościoła jest świeżo po remoncie. Słynna ikona na ołtarzu głównym - schowana za rusztowaniami i folią.







"Ucho nadstawiaj do prawa"


Ambona, jak bombonierka. "Głoście Ewangelię wszelkiemu
stworzeniu. 1615"


Konfesjonał i uczucie sentymentu. Z takiej słomki
przed wojną robili siedziska krzeseł! Jako dziecko
oglądałam palenie takich krzeseł w ognisku. Były zniszczone
i nie nadawały się do naprawy


Kościelne papcie

W czasie remontu msze odbywają się w krypcie. Czystej, ogrzewanej.


Renowacja putta

Po wyjściu z kościoła za autokarem paliłam z kolejną z naszych opiekunek, działających w ZPŁ. Powiedziała, że 30 lat mieszkała w sercu ZSRR, męża ma Łotysza, a polskości w niej mały ułamek. Znów usłyszałam, że dobrze mówię po rosyjsku :)

Z Agłony wróciliśmy na dłużej do Daugavpils/Dyneburga/Dźwińska nad Dźwiną, ulokowanego w XVI wieku przez Batorego. To jedno z miejsc, gdzie Rosjanie stanowią olbrzymią większość. Pod domem polskim poznaliśmy rodowitą krakuskę, Renatę, nauczycielkę, która zawarła kontrakt z dwoma ministerstwami RP i przyjechała uczyć polskie dzieci w Łatgalii. Renata jest tu od paru miesięcy i orientuje się, co i jak.
"Wiesz, Rosjanie zaczynają być tu drugiej kategorii, chociaż jest ich więcej. Tu są fantastyczni fryzjerzy. Wszystko absolwenci liceów plastycznych, co nie mogą znaleźć lepszej pracy, bo zarezerwowana jest dla Łotyszy. A widziałaś malowidło na ścianie w gimnazjum w Rēzekne? Te dziki przedzierające się przez las? To malowała sprzątaczka! Dziewczyna skończyła akademię sztuk pięknych i może tylko sprzątać, bo jest ruska".

"Złyje sobaki" na ul. Warszawskiej


Ul. Warszawska, elegancka kamienica, siedziba Domu Polskiego


Kolejny szok, tu wszędzie leżą polegli akowcy i legioniści.


Wzgórze Słobódka w Dyneburgu. Leży tu ponad 300 legionistów
generała Rydza Śmigłego. Łotysze czczą ich w styczniu za decydujący udział w
uwolnieniu miasta z rąk bolszewików w 1920 roku.


Łotewska warta honorowa


Mundur też z motywami ludowymi?


Kwiaty na Słobódce składają mer miasta Żanna Kułakowa (także szefowa związku
kobiet biznesu) oraz prezes ZPŁ Ryszard Stankiewicz


Sobór św. Borysa i Gleba


Matuszka Rassija, domik jak z bajki



Ulica Andreja Pumpura


Andrej Pumpur to chyba jeden z najważniejszych poetów Łotwy. Jest autorem eposu, opartego na dawnych legendach. Ich bohaterem jest Lāčplēsis (Niedźwiedziobójca), heros walczący z siłami zła. Łotysze mają święto narodowe 11 listopada i jest to właśnie dzień Lāčplēsisa.



Ulica 18 Listopada, czyli dnia odzyskania niepodległości przez Łotwę







Pamiątka czasów przed-emailowych. "Wasz kod pocztowy 2284400"


Furtka do ogródka


Marzyłam, żeby ją zobaczyć. Molenna staroobrzędowców z początku XX wieku,
stoi przy ul. Puszkina






Nastawnik wypadł z bramki, złapał teczkę z bagażnika samochodu
i pomknął w głąb ulicy.










Dziedzińcem przemknęła posłusznica. Za bramkę można było wejść,
ale robić zdjęcia - zakazane



Ul. Puszkina






Katedra luterańska, w tle polski kościół Niepokalanego Poczęcia  NMP

Czekała nas impreza z okazji 90-lecia ZPŁ w Dyneburgu z udziałem ambasadora RP na Łotwę Jerzego Marka Nowakowskiego. Przy wejściu na salę uczestnicy witali się, jak w moich podręcznikach do języka rosyjskiego z czasów podstawówki, tyle, że po polsku: "Ze świętem, moja droga sąsiadko" "Ze świętem, ze świętem".
W trakcie akademii w Pałacu Kultury porozmawiałam z panem Edvardsem ze wsi Indra. Wnuk polskiego oficera w carskim wojsku i kolejarza, polskiego nie zna już wcale, ale nie przyznał się do tego, mówiąc, że wszystko rozumie i żeby mówić do niego po polsku. Ja zadawałam mu pytania, na które należało odpowiedzieć opisowo, on odpowiadał "da" lub "niet". Moje trajkotanie po polsku było mu chyba miłe, bo na pożegnanie nie chciał puścić mojej ręki, płakał i całował, dziękując po wielekroć.


Bankiet w Pałacu Kultury w Dyneburgu. Bawi się miejscowa Polonia
W trakcie akademii był czas na zakupy w pobliskim markecie Supernetto (najpopularniejsza sieć, oprócz znanej z Litwy Maximy). Towar głównie litewski albo ogólnoeuropejski, niewiele łotewskich wyrobów. Przy kasie zaczepiła mnie staruszka. "Co to jest?" - zapytała wskazując piwo w puszce. "Piwo"-mówię - "Narysowana woda, kwiaty, ryby i rybak, ale to jest piwo". "Wy Polka! Od razu wiedziałam!" "A skąd?" "Po akcencie. I zakupy macie takie...nieekonomiczne. Trochę tego, trochę tego, do spróbowania, a wszystko najdroższe. I ja Polka, ale języka nie znam. Tak mało znałam, że już postanowiłam, nie będę się uczyć. Moja córka we Wrocławiu, ale ja chora, nie odwiedzam jej często. Wy na święto przyjechali do Pałacu Kultury? To bądźcie zdrowa i ze świętem!"

W Supernetto natykam się na słynny przysmak, którego u nas nie produkują i nie eksportują, ludzie radzą sobie dogadując się na forach z Rosjanami i płacąc im za wysłanie. Czego? Batoników z krwi bydlęcej. Dobre źródło żelaza, ma w składzie "suszoną krew spożywczą". Smakuje jak krówka i jest czarny, ale nie od kakao, bo go nie zawiera.

Czemu u nas tego nie ma? Jemy kaszankę, a cukierki to od macochy?

Na wieczór pojechaliśmy do Feimaņi (Feiman), siedziby "pagastu", gdzie w domu kultury trwał benefis miejscowego zespołu teatralnego. Znów lekkie zadziwienie: dorośli ludzie, przedstawiciele różnych zawodów przebrani dokazują na scenie, a pełna widownia śmieje się i bije brawo. W drzwiach piękna dziewczyna, przebrana za lekarkę wyjaśniała nam parusskij, że na sali krąży wiele zarazków i bakterii, dlatego należy przyjąć zawczasu lekarstwo. Lekarstwem była miejscowa "smakowka" o mocy bimbru, do tego z koszyka koreczek lub rożek gofrowy z kremem.

Jubileusz teatru. Każdy z aktorów dostał dyplom a następnie dwóch
panów "technicznych" pobujało go w samochodowym fotelu z doprawionymi
biegunami :)
Pierwsza z prawej: wraczycha, która witała nas przy wejściu

Następnego dnia goszczono nas w Bērzgale (Berzygał), na mszy w kościele św. Anny, zbudowanym przez Manteufflów-Szoege, z których jeden był szambelanem króla Stasia.





Schody na strych kościelny

To pierwszy strych zabytkowego kościoła, na jaki
udało mi się dostać
Między podwójnymi wrotami wejściowymi do kościoła
- oryginalna "kłódka". Wieś może się zamknąć od środka
i pokazywać napastnikom figę z okien wież kościelnych

Św. Anna w całej okazałości
(znów barok króluje nad małą wioseczką)
Urząd gminy i dom kultury w jednym. Uroczystość wciągania
flagi Łotwy na maszt.


Łatgalki w strojach ludowych
Miejscowi
Bērzgalczycy, kobiety w łatgalskich strojach ludowych. Pierwsza z prawej w szarej kurtce
-Inara.

 Inara jeździła z nami od miejscowości do miejscowości w charakterze jednej z cicerone. Mówiła tylko po rosyjsku, krótka gadka naprowadziła nas na podobne zainteresowania (koty) i doświadczenia życiowe. Inara pracuje w miejskim przedsiębiorstwie wodociągowym w Rēzekne, wystawiając rachunki i pilnując wpłat za zużycie wody. Poznając ją lepiej, poznałam to wszystko, co charakteryzuje kobiety Wschodu i czego spragnieni rodzinnego ciepła mężczyźni z Zachodu szukają na specjalnych portalach matrymonialnych. 
Inara nie mogła zrozumieć, jak mogę nie mieć męża, odwołania do angliczańskiego słowa "single" nic jej nie mówiły. "Oni są tacy, trzeba im przytakiwać, żeby myśleli, że racja jest po ich stronie, a po cichu robić swoje, takie już życie, nic nie poradzimy". "Inara, ja jestem sama, bo nie chcę potakiwać, udawać". "Więc życzę, żebyś znalazła takiego 'pri mozgach' co będzie ciebie rozumiał".
Wszystkie te rozmowy toczyły się w wielkiej bliskości, nawet jeśli stałyśmy same na pustym chodniku i wkoło nie było żywej duszy, ona szeptała mi na ucho, najczęściej trzymając mnie za rękę, albo obejmując w pasie. Teraz to ja z przyjemnością słuchałam trajkotania, rozumiejąc jakąś jedną trzecią w biegłym rosyjskim.
Lekiem na codzienność jest dla niej bycie...morsem. Codziennie przed wyjazdem do pracy wskakuje w stroju kąpielowym do stawu i przepływa jedną jego długość. "Nie mówię, że nie jest zimno, bo jest. Ale wszystkie problemy, złe myśli odpływają gdzieś daleko". Taka jest ta moja koleżanka z pięknymi pazurkami z akrylu. Dałabym jej dwadzieścia lat, ale ma prawie pięćdziesiąt i dwoje dzieci, w tym starsze dwudziestoośmioletnie.  

Kotara na scenie w domu kultury w Berzygale. Wełniany samodział,
mięciutki, gruby, kilkunastometrowy.

Pożegnanie jest łzawe. Odbywa się przy stole z jedzeniem, "smakowką" w ceramicznej butli, zrobionej przez miejscowego garncarza i "balzamie" - łotewskiej specjalności o sporej mocy na bazie ziół. "Czaj-kofie, potancujem. Piwo-wodka, poleżym" - podsumowuje Inara, cytując swojego męża-Rosjanina.

Ktoś gra na trąbce "pożegnania to nie dla nas, wkrótce znów spotkamy się".

***
Dziękuję za tę podróż Orkiestrze Dętej OSP Sejny