16 kwi 2015

World Press Photo 2014

Moje prywatne World Press Photo za rok 2014 wygrywa poniższe zdjęcie.


 Kolega zrobił je w ciepły, bezwietrzny wieczór, kiedy słońce już schowało się za horyzontem, ale ciemność jeszcze niezupełnie przyszła. Musiałam je nieco podrasować, bo w oryginale było bardziej mroczne i nieczytelne. Zupełnie nie przeszkadza mi, że to fotka z telefonu, mało wyraźna i tak czy inaczej skadrowana. Liczą się autentyczne emocje: zdziwienie, może nawet szok dziecka; czułość i zainteresowanie mamy. Dostałam to zdjęcie natychmiast po zrobieniu i nie zamierzam ukrywać, że doprowadziło mnie do łez.

 Tą piękną scenę ludzie okupili potem i drżączką kolan. W dzisiejszych czasach jest tak, że natura nie do końca radzi sobie z samą sobą, po tym, jak już w nią zaingerowali ludzie. Ten poród przebiegł w miarę normalnie, ale są takie, przy których nie obejdzie się bez ciągnika i konstrukcji łańcuchowo-dylowych. Tak jest wtedy, gdy dochodzi do mieszania ras i "zwykła" krowa ma wydać na świat cielę rasy mięsnej, tęższe i bardziej umięśnione, niż mleczne krowięta.

 Ale może być i tak, jak w opowieści kolegi, gdzie cielna krowa poradziła sobie, nie oglądając się na nikogo:
- Jadę samochodem i z daleka widzę, że krowa pod lasem stoi, a wkoło niej coś czerwonego lata. Chyba lis. Myślę: wściekły. Jadę, jadę, złapałem kija i lecę zabić. Pewnie już mi krowę pogryzł. Podlatuję bliżej, a to cielak. Skąd on się wziął, taki czerwony?

 Żeby nie być gołosłowną, dodaję zdjęcie opisywanych bohaterów.

Od prawej: noworodek w kilka miesięcy po narodzinach, czerwony
koleżka "lis", urodzony nieco wcześniej.