28 cze 2017

„Plankton”, Mariusz Sieniewicz. Recenzja


   Czy śledząc nieustający medialny serial o wojnie polsko-polskiej i inwazji ISIS na Europę masz wrażenie, że zaraz, jutro lub pojutrze wydarzy się COŚ? Coś granicznego, obojętnie, z której strony skali, dobrego lub złego. Jakiś kolaps pałacu kultury sprawi, że rodacy rzucą się sobie w objęcia, zapłaczą i wzajem przebaczą wszystkie krzywdy, te realne i te wirtualne, wyplute w sieci. Albo pierdyknie w końcu raz wreszcie, nastąpi atak z zewnątrz i wtedy z czystym sumieniem będzie można uznać, że to już. Wojna. Czas porzucić swoje suvy, działeczki za miastem i pracę. Zacząć sposobić się na ostateczne.

  Jeśli mniej lub bardziej świadomie czekasz na coś takiego, wiedz, że Mariusz Sieniewicz nie czekał, tylko zaprojektował dla nas jeden z możliwych wariantów przyszłości. Punktem wyjścia dla jego wizji jest to, co mamy teraz. Punktem docelowym - przyszłość.

  Około roku 2100 katolicką Polację oblewa morze niewiernych, Zachód i Południe stracone, Rosja na swój słowiański sposób przyjazna. Olsztyn stolicą Polacji, choć zęby ostrzyły sobie na ten zaszczyt tak podupadłe Kraków i Wrocław, jak pograniczne Suwałki (sic!). Ci, co przeżyli dwie wojny: wyszehradzką i włoską, a następnie dostąpili przedłużenia życia i mogą się pamięcią podzielić z resztą, obawiają się najgorszego. W tej jesieni neośredniowiecza każdy krok śledzą wrony-drony, a wierni dzięki postępowi technologii mogą na każdym rogu ulicy skorzystać z sakramentu spowiedzi. 

  Przewodnikiem naszym w tej rzeczywistości jest zakonnik, kapucyn brat Artur, pochodzący "ze świata analogu i dogorywającego peerelu", obdarzony łaską długowieczności. Przyłapany na niesubordynacji polegającej na dokazywaniu z córeczką (celibatu bowiem już nie ma, ale rzadko kto decyduje się z tego skorzystać w obliczu różnych utrudnień), dostaje drugą szansę. Właśnie straszliwe wieści dochodzą z Krakowa. Miasto wskutek zmasowanych ataków terrorystycznych legło w gruzach. Olsztyńscy braciszkowie zostają wysłani na pomoc w odgruzowywaniu i opiece nad ocaleńcami. Jednak kościelni hierarchowie mają jeszcze inny pomysł na to, żeby zapanować nad przerażonym ludem i wskazać nowy kierunek działania. Mają władzę nad krajem i każdą jednostką z osobna, mają pieniądze. Nie mają tylko czegoś, co posiada lud. Czy to właściwy moment, żeby korzystając z chaosu w Polacji, sięgnąć po to dobro? Przecież wróg zewnętrzny nie tylko konsoliduje, odwraca też uwagę owieczek od wroga czyhającego wewnątrz.

   Sieniewicz nie splata skomplikowanych teorii niczym z "Kodu Leonarda Da Vinci", on ma swoją szatańską wizję. Stawia na język, opis, wiarygodność postaci i apokaliptycznych krajobrazów. W dusznym klimacie i narastającej grozie tej powieści są takie cacka, jak krótki rozdział - inwokacja do córeczki Małgosi. Nie wspominając o odniesieniach do naszej teraźniejszości, które sprawiają, że wizja autora wydaje się jedyną możliwą, naturalną i nieuchronną kontynuacją tu i teraz. 

  Oddzielny, choć ledwie zasygnalizowany wątek dotyczy sytuacji kobiet w Polacji. Wycinanie mniszkom języków aż do dreszczy kojarzy się ze zwyczajami panującymi w bratnim (w rozumieniu wszechświata literatury) kraju Gilead. Wydaje mi się, że kto zaznał "Opowieści podręcznej" Margaret Atwood lub jej ekranizacji, nie odmówi sobie przeczytania "Planktonu". Ja z kolei, po lekturze "Uległości" Michaela Houellebecqa czekałam, kiedy i kto z naszych autorów podejmie profetyczną rękawicę. I doczekałam się.


Za egzemplarz recenzencki dziękuję Wydawnictwu Znak