1 lis 2017

Anna Cieplak, Lata powyżej zera. Recenzja





  Pamiętam, kiedy pierwszy raz usłyszałam słowo „gratis”. Jedna z pierwszych sejneńskich jaskółek wolnego rynku, pan Rondlewski w siatkowym podkoszulku, lekarskiej bluzie i furażerce na głowie nagradzał za zakup pięciu gałek lodów dodatkową szóstą. Jak świeżo to słowo obijało się w mózgu, jeszcze niećwiczonym na okoliczność odruchu Pawłowa przez wolny rynek! I wcześniejsze „stereo”: słowo-festysz, kojarzące się ze sztuczną inteligencją, używane w czasach, kiedy kosmos w telewizyjnych teledyskach produkowali ze srebrnego pazłotka. 

  Każdy ma swoje słowa-klucze, nazwy zespołów odsyłające do dziecięctwa, czasów, kiedy świat zmieniając się dorastał razem z nami. Pewne pokolenia miały swoje „serwus” (widzę strzaskanego na blond Łomnickiego, jak wymawia to słowo), inne – „cześć”, „joł” i „siemkę”.
Ma je też Anna Cieplak, prowadząca nas od punktu do punktu po ścieżce swojego dorastania, zaczynając od roku 2001. Są tu Paktofonika, Mr. President, smerfne hity, nazwy supermarketów i swojska „Klaudyna” na szyldzie osiedlowego zakładu fryzjerskiego. Są nadzieje, marzenia i przywidzenia nastolatki, zanurzonej (kto z nas nie jest?) w nurcie to popkultury, to undergroundu, poszukującej stylu, w którym da się w tym nurcie unosić. Dla pokolenia Anny Cieplak to lektura obowiązkowa, dobra do porównań: czy moje własne dzieciństwo i młodość przypominają to w śląskim Będzinie? Dla starszych i młodszych to wgląd w generację, która przeszła od kaset audio do płyt CD, a od nich do empetrójek. 

   Stało się to szybko, tak, jak szybko mijają mody i dorastanie bohaterki. Od tej podróży aż kręci się w głowie i wielka szkoda, że na dłużej nie zatrzymujemy się na przystankach „rodzina”, „sąsiedzi”, czy „dalsze otoczenie”. Wbrew temu, na co stawiają promotorzy tej powieści, to właśnie jest jej największą siłą.  Chętnie przedłużyłabym jej czytanie o dodatkowe dwieście stron tej śląskiej, prowincjonalnej obyczajówki. Oglądania Polski od tej strony nigdy nie mam dość. I ze względu na nią przewrotnie polecam ją tym, którzy pokolenia 2000 niespecjalnie są ciekawi.


Za egzemplarz recenzencki dziękuję Wydawnictwu Znak