5 lis 2018

Białoruś cz. IV Niezabudź


  Jesień, więc czas znów, jak w wodę, wstąpić w białoruskie klimata. Tym razem wspomnieć pamiątki, zostawione przez ludzi, po których została może garstka kostek, a może i to nie. Jedni zapisali się w historii Rzeczpospolitej Obojga Narodów, inni - jakby ich nigdy nie było. A jednak są i promieniują urokiem przez wieki.

Kościół w Zdzięciole

    Barokowy kościół w Zdzięciole (białor. Dziatlawa, obwód grodzieński) ufundował w 1624 roku podkanclerzy litewski i zarazem poseł ziemi słonimskiej Kazimierz Lew Sapieha, syn Lwa, kanclerza wielkiego litewskiego i Elżbiety Radziwiłłówny. Poświęcenie świątyni odbyło się w 1646 roku. O możnym fundatorze, władającym siedmioma językami absolwencie wszystkich liczących się europejskich akademii, przypomina plakieta na frontonie:


  W Zdzięciole mieli swoją siedzibę powiązani rodzinnie z Sapiehami Radziwiłłowie. O nich będzie ta opowieść. Co prawda ich zniszczonego pałacu nie udało mi się zobaczyć, ale w kościele znalazłam smakowity rebus w sam raz na zimne wieczory (o którym próżno szukać wiadomości w sieci).

   Miła przewodniczka, profesorka uczelni w Baranowiczach, z pewnym zażenowaniem tłumaczyła stan budynku w środku. Borykający się z brakiem pieniędzy parafianie razem z gospodarzami świątyni przeprowadzili jej remont najlepiej, jak potrafili. I przyozdobili, jak umieli, rokokowe ołtarze cieniując niebieską farbą. Nic to jednak. Po drugiej stronie nawy głównej od ambony, wysoko nad chrzcielnicą znajduje się nietypowy nagrobek Mikołaja Faustyna Radziwiłła herbu Trąby. Magnat urodził się i zmarł w Zdzięciole, ale pogrzeb wyprawił mu jeszcze możniejszy kuzyn w Nieświeżu. Ukryte za nagrobkiem z mosiężnej blachy jest samo faustynowe serce.

Organ podobno jest schowany w naczyniu

  Metodą powiększeń i wyostrzania w miarę łatwo udało mi się odczytać nagrobny wiersz, poza miejscem, gdzie blachę na dobre zjadła śniedź:

Ten Nagrobek co znaczy (…) wiedzieli
Mikołay niebu duszę, serce światu dzieli
Bo Sercem dość wspaniałym
Gdy powszechnie wsławił
W Niezabudź na tym miejscu
Swe Serce zostawił.
A tak gdy twe żal szczery
Serce wskroś poruszy
Mów Boże bądź miłościw Mikołaya duszy.

Jeszcze wyżej nad sercem wisi pożerany przez czas portret Mikołaja Faustyna.


   To jeszcze nie wszystko, bo z nieznanych przyczyn na gotowym nagrobku, korzystając z faktu, że miejsca było jeszcze trochę, upamiętniono zmarłego niedługo po ojcu Jerzego Radziwiłła. Dlaczego tylko jego, skoro Faustyn miał czternaścioro dzieci (w tym sześcioro nie dożyło dorosłości)? Nie wiadomo. Ale wiersz, mimo, że wyryty w blasze drobnym maczkiem, wyjaśnia co nieco, zrzucając winę na "affekta".



Jedna krew jedno serce
Choć śmierć dwóch ucina
Rozdzielić jednak z Ojcem niepotrafi Syna
Więc gdzie Faustyn tam Jerzy obu złączeni
(…) affektem jednym wiecznie połączeni.



   Mikołaj Faustyn zmarł w lutym 1746 roku, syn Jerzy, wojewoda nowogródzki - w grudniu 1754 roku, do tego w Jaworze, w województwie świętokrzyskim (w wojennym pochodzie, może w drodze). Stąd nie wiem, co mógł mieć na myśli artysta, kiedy po lewej od epitafijnego wierszyka wyrył mikroliterami napis:



Umarł r. 1755 23 Xbra

Co należałoby chyba tłumaczyć, jako 23 decembra (października) 1755. Zagadka...

   W kategorii "niezabudź" umieściłam też słonimskie wota, choć Słonim (obwód grodzieński) doczeka się odrębnego wpisu. W późnobarokowym kościele św. Andrzeja znajduje się wielki obraz św. Antoniego Padewskiego, ubranego w metalową suknię. 

Kościół św. Andrzeja w Słonimiu
Na progu w 1925 roku przypomniano datę rozpoczęcia budowy

    Wokoło postaci św. Antoniego z Padwy wisi nieco wot, zachowanych, mimo, że kościół ocalał cudem, zburzony częściowo w czasie I Wojny Światowej, zawalający się już po remontach międzywojnia, a na koniec w 1946 roku przeznaczony przez Rosjan na magazyn zboża, następnie soli. 
   I tak, wbrew wszystkiemu i wszystkim, przez wieki dowiadujemy się, co było ważne dla parafian i o co prosili świętego, specjalizującego się w odnajdywaniu zgub. Przecież to do niego wzdychały matrony w całym Wielkim Księstwie Litewskim, szepcząc:

Święty Antoni Padewski
Obywatelu niebieski
Niech się stanie wola twoja,
Niech się znajdzie zguba moja.

Pewien zaś obywatel ziemski ze Słonimszczyzny, Ipohorski-Lenkiewicz, prosił o powodzenie w istotnej dla siebie transakcji:





   "Święti Antoni Padewski, módl się do Boga za mną grzesznim, abim szczęszliwie konia przedał. Michał Thadeusz Ipohorski Lenkiewicz. R. 1782 m:ca Januaria, dnia 23" 

  Czy Michał Tadeusz szczęśliwie i korzystnie "przedał" swojego konia, nie dowiemy się. Podobnie jak tego, czy był jakimś antenatem słynnych w Białorusi Ipohorskich-Lenkiewiczów, np. Wiesława, cichociemnego, który w czasie II Wojny Światowej kierował polskim wywiadem w zachodniej Ukrainie. Dość, że po koniu i jego właścicielu nie zostało nawet prochu, ale niezabudź jest.

  Św. Antoni wydawał się jednak skuteczny w tego typu sprawach, nie tylko nogach i oczach (w kształcie których wota też są wokół niego). Bezgłośnie, ale jednak w końskim interesie apelował do Niego nieznany szlachcic, fundując inną srebrną płytkę:

Chodziło o sprzedaż, kupno, szczęśliwe wyleczenie ochwatu?