20 sty 2019

Praga II cz. 1


   Warszawa jest miejscem, gdzie nie tylko raz po raz spotyka się celebrytów w ludzkich, a nie bardzo medialnych sytuacjach. Jest też polem do indywidualnego odkrywania Ameryk, odkrytych dawno temu przez licznych warszawologów, tych instytucjonalnych i tych po godzinach, z miłości. Jeśli nie dać się zblazowaniu i nie opuszczać rąk, można, kierując się intuicją, nieźle się zabawiać, sprawdzając, czy to, co mnie wydaje się jakieś, jest takie w istocie i zostało już należycie odkryte i opisane. Co się dzieje i działo w moim najbliższym sąsiedztwie, opowiem.

Plac Hallera w 1/3 powierzchni od str. pętli autobusowej
   Mieszkam w otoczeniu Placu Hallera, monumentalnego socrealistycznego założenia w centrum osiedla Praga II, czyli kamienic z lat 1950-1966, budowanych z myślą o robotnikach z pobliskiej FSO. Że całość wpisana jest do rejestru zabytków, że wyraźnie wyczuwalna jest tu myśl architektoniczna, plan urządzenia wszystkiego tak, aby człowiek pracy miał wszędzie blisko (do sklepu, banku, na pocztę, do kina, kawiarni, hotelu itp.), że ściany w mieszkaniach mają po trzy metry wysokości, a w lokalach handlowych na parterach i po dwa razy tyle (na pajęczynę nie wystarczy standardowa miotła), nie warto wspominać. Dość nadmienić, że kto zna klimat Pałacu Kultury i Nauki, centrum krakowskiej Nowej Huty, czy stołecznego Marszałkowskiego Osiedla Mieszkaniowego (MDM-u, okolice Placu Konstytucji), ten wie, o czym mowa. Praga II była nawet nazywana praskim MDM-mem.

   Jeśli ktoś chciałby w tym miejscu odniesienia do spraw sejneńskich, to proponuję karkołomne, ale moim zdaniem adekwatne: gdy projektowano w PRL obszerne mieszkania w bloku tzw. pomowskim (dla pracowników Państwowego Ośrodka Maszynowego) przy ul. Wojska Polskiego, uwzględniono w kuchniach miejsce na spiżarki, kwadratowe wnęki z drzwiami, wietrzone przez kratki wentylacyjne, umieszczone w fasadzie budynku. Rozumiało się samo przez się, że mieszkańcy będą chcieli trzymać pod ręką płody z działek pracowniczych. Takie przebłyski zrozumienia dla ludzkich potrzeb miała ówczesna myśl architektoniczna, ale zdarzały się i jego braki (np. wysokie sufity Pragi II, czy ogromne, trudne do ogrzania i opłacenia metraże sejneńskich bloków pracowniczych).

Wlot z Placu Hallera w ul. Skoczylasa (prawa pierzeja)

   O przeszłości Placu Hallera można się co-nieco dowiedzieć z publikacji internetowych i rozmów z prażanami. Czasem trudno tylko zastosować to "kiedyś" do tego, co "teraz" i łatwo wysmalić, krótko mówiąc, głupa. Ale z pożytkiem dla siebie, a kto pyta, nie błądzi. Podczas jazdy autobusem dowiedziałam się na przykład, że cegłę na budowę osiedla zwożono zza Wisły, konkretnie z Muranowa (na te słowa - ścisk w sercu, mieszkam na cmentarzu).

     Z rzeczy chwalebnych - przy placu były słynne kawiarnie "Miś" i "Niedźwiadek", małe kina "Mewa" i "Albatros". Na powietrzu organizowano potańcówki ludowe, podobne, jak na Mariensztacie. Mój przypadkowy informator okazał się być też informatorem Muzeum Pragi (na stałej wystawie w MP można posłuchać nagrania z jego opowieścią), stąd wierzę w jego słowa. Sęk w tym, że nie zdążył mi opowiedzieć, gdzie to wszystko konkretnie było, w których budynkach. Publikacje np. w stołecznej Gazecie też nie do końca wskazują miejsca tych przybytków rozrywki. Czytałam tylko gdzieś, że naturalnym spadkobiercą "Misia" i "Niedźwiadka" jest mająca się wciąż dobrze kawiarnia "Bajaderka" (róg placu i ul. Jagiellońskiej), w której można zobaczyć taką oto płaskorzeźbę:


    Nie umiałam za to przypiąć do niczego tajemniczego lokalu na rogu Placu Hallera i ul. Skoczylasa (w jej lewej pierzei, patrząc od placu). Stał pustką, widoczną zza połamanych żaluzji, ale równocześnie kusił różnymi resztkami, dobrze widocznymi przez duże witryny. Jesienią do lokalu zawitała duża ekipa remontowa.

Róg Placu Hallera i Skoczylasa

Na parterze, za kamienną okładziną - lokal


Wnętrze w trakcie robót


Świetlik na wysokości antresoli


Witraż z gomółek szklanych
  Ponieważ wśród resztek było widać kilka elementów nawiązujących do sztuki starożytnego Egiptu (popiersie boga lub faraona, płaskorzeźba), poszłam myślami tropem kina. Nic z tych rzeczy. Z tego błędu wyprowadzili mnie panowie konserwatorzy, wykańczający wnętrze. Wskazali mi tablicę pamiątkową, wiszącą przy wejściu.



     Otóż była tu pracownia prof. Chmielewskiego, autora m. in. suwalskiego pomnika Marii Konopnickiej (tej pierwszej, kamiennej), wielu pomników stołecznych, czy znanego dobrze studentom Uniwersytetu w Białymstoku pomnika Bohaterów Ziemi Białostockiej (stojącego w pobliżu Placu Uniwersyteckiego). Artysta po repatriacji z rodzinnego Grodna mieszkał w rodziną w Suwałkach, stąd jego liczne związki z naszymi stronami.

    Nie bez wstydu przyznałam się sympatycznym konserwatorom, że tablicę, oczywiście, widziałam, ale dla mnie określenie "w tym domu" skojarzyło się z frazą "w jednym z mieszkań tego domu" i nie zgadłam bez ich pomocy, że miało ono znaczyć: "w tym lokalu z antresolą". W każdym razie jeszcze w styczniu wyremontowany lokal będzie do wynajęcia. Remont przeprowadziły władze miejskie i zamierzają udostępnić go z przeznaczeniem (najchętniej) na pracownię artystyczną. Wujek google podpowiada, że przed remontem miejsce to było do wynajęcia za stawkę 15 zł/metr kwadratowy, przy czym jest tych metrów ponad dwieście. Ile wzrośnie ta stawka, okaże się niebawem.

Jeszcze jeden artefakt z czasów profesora

    Ozdobą Placu Hallera są trzy obłożone ciosanym kamieniem kioski: stanowisko dyżurnego ruchu Zakładu Transportu Miejskiego, kantor walut i kwiaciarnia. Nie podejmuję się określania, z jakich czasów pochodzą, ale stwierdzam, że wśród nich przoduje zdecydowanie budynek stanowiska dyżurnego. Odkąd jestem w stolicy, był on używany. Na specjalnym podwyższeniu zasiadała codziennie pani, obserwująca przez witrynę szklaną i zapisująca godziny przyjazdów autobusów na pętlę. Od jakiegoś czasu obiekt opustoszał. Dyżurni obserwują ruch "empeków" siedząc w służbowych samochodach, zaparkowanych na pętli.

Kiosk dyżurnego ruchu ZTM

    Co dalej będzie z kioskiem, nie wiem. W każdym razie okna dają pole do zachłannej obserwacji wnętrza, które - podkreślam z całą mocą - nie mogło się zmienić od co najmniej trzydziestu-czterdziestu lat. Wszystkie elementy wyposażenia: od stolików, pulpitu, wykładziny PCV w korytarzyku wejściowym, po kable, kwietniki itp. stanowią żywy skansen peerelowskiego wystroju wnętrz biurowych. I każde posiada numer inwentarzowy, pracowicie wymazany emalią.

   Na szczęście warszawskie środowisko nie jest ślepe na takie perełki, dlatego kiosk robi karierę w... kinematografii. Jakim fajnym zaskoczeniem było zobaczyć go w filmie "53 wojny" Ewy Bukowskiej! Scena, w której do palącej Anki dosiada się Przypadkowy Amator Cudzesów i dowiaduje się, że jest ona uciekinierką z Czeczenii, rozgrywa się na podmurówce rzeczonego kiosku.

Tu, na parapecie siedziała Anka (Magdalena Popławska)


-------------- edit (luty'19) ---------------
   Kierowcy autobusów, zatrzymujących się na pętli na placu Hallera mają do wyboru dwa toi-toie lub, o ile posiadają klucz do tego kiosku, toaletę z prawdziwego zdarzenia. Trafiła mi się okazja "zanurkować" w korytarzyk za panem kierowcą. I ciach!

Wejście na dyżurkę dyspozytora


  Lud warszawski ma obywatelskie zacięcie, dlatego też czekająca na odjazd starsza pani zainteresowała się, po co tam zaglądam. Wdawszy się w wyjaśniającą rozmowę dowiedziałam się, że "burzyć na pewno tego nie będą, a jeśli będą, to nie pozwolimy". Brawo :) Dla mnie pobyt w Warszawie może skończyć się trafieniem do kozy, ale póki co uważam, że warto.



  
 ---------------------------------------


      Kiosk ZTM to nie jedyny plan, który wykorzystali twórcy "53 wojen".  Kamienice otaczające Plac Hallera mają wkomponowane podcienia (ja naliczyłam ich cztery), każde w nieco innym stylu i z innymi detalami. W filmie pojawia się jedno z nich - w scenie, gdy Anka pośród kolumnady goni przypadkowo spotkaną młodą Czeczenkę, żądając, aby zostawiła w spokoju jej męża, Witka.

Tu bohaterka w ataku psychozy skrzyczała młodą Czeczenkę

To podcienie, jako jedyne, ma tak zdobną posadzkę
  Filmowcy w ogóle doceniają zalety Pragi II. Nie dalej jak pod koniec zeszłego roku na klatkach mojej kamienicy rozwieszana była informacja, że szukają u nas mieszkania, koniecznie z balkonem, koniecznie z wystrojem wnętrza niezmienianym od dekad. A potrzebują go na plan do filmu "Ikar. Legenda Mietka Kosza". Najnowsza produkcja Macieja Pieprzycy z Dawidem Ogrodnikiem w roli głównej, ma być historią o Mieczysławie Koszu, niewidomym pianiście jazzowym, zmarłym tragicznie w 1973 roku. Premiera jesienią i wtedy dopiero przekonam się, czy "moja" kamienica zagrała w finałowej, smutnej scenie "Ikara".


    CDN niebawem. Będzie dotyczył Placu Hallera jako scenerii prawdziwego, niefilmowego romansu, który mocno wpłynął na polską poezję drugiej połowy XX wieku. Chwała książkom, jako prezentom pod choinkę!