Pamiętam, kiedy pierwszy raz usłyszałam słowo „gratis”.
Jedna z pierwszych sejneńskich jaskółek wolnego rynku, pan Rondlewski w
siatkowym podkoszulku, lekarskiej bluzie i furażerce na głowie nagradzał za
zakup pięciu gałek lodów dodatkową szóstą. Jak świeżo to słowo obijało się w
mózgu, jeszcze niećwiczonym na okoliczność odruchu Pawłowa przez wolny rynek! I
wcześniejsze „stereo”: słowo-festysz, kojarzące się ze sztuczną inteligencją,
używane w czasach, kiedy kosmos w telewizyjnych teledyskach produkowali ze
srebrnego pazłotka.
Każdy ma swoje słowa-klucze, nazwy zespołów odsyłające do
dziecięctwa, czasów, kiedy świat zmieniając się dorastał razem z nami. Pewne
pokolenia miały swoje „serwus” (widzę strzaskanego na blond Łomnickiego, jak
wymawia to słowo), inne – „cześć”, „joł” i „siemkę”.
Ma je też Anna Cieplak, prowadząca nas od punktu do punktu po
ścieżce swojego dorastania, zaczynając od roku 2001. Są tu Paktofonika, Mr.
President, smerfne hity, nazwy supermarketów i swojska „Klaudyna” na szyldzie
osiedlowego zakładu fryzjerskiego. Są nadzieje, marzenia i przywidzenia nastolatki,
zanurzonej (kto z nas nie jest?) w nurcie to popkultury, to undergroundu,
poszukującej stylu, w którym da się w tym nurcie unosić. Dla pokolenia Anny
Cieplak to lektura obowiązkowa, dobra do porównań: czy moje własne dzieciństwo
i młodość przypominają to w śląskim Będzinie? Dla starszych i młodszych to
wgląd w generację, która przeszła od kaset audio do płyt CD, a od nich do
empetrójek.
Stało się to szybko, tak, jak szybko mijają mody i dorastanie
bohaterki. Od tej podróży aż kręci się w głowie i wielka szkoda, że na dłużej nie
zatrzymujemy się na przystankach „rodzina”, „sąsiedzi”, czy „dalsze otoczenie”.
Wbrew temu, na co stawiają promotorzy tej powieści, to właśnie jest jej największą
siłą. Chętnie przedłużyłabym jej
czytanie o dodatkowe dwieście stron tej śląskiej, prowincjonalnej obyczajówki. Oglądania
Polski od tej strony nigdy nie mam dość. I ze względu na nią przewrotnie polecam ją tym,
którzy pokolenia 2000 niespecjalnie są ciekawi.
Za egzemplarz recenzencki dziękuję Wydawnictwu Znak