Forma rośnie (powiedzmy), a z nią apetyt. Co stwierdziwszy wypuściłam się w najbardziej na północny-wschód wysunięty kąt Polski. Brzmi patetycznie, wygląda bosko - kto jechał rowerem wzdłuż granicy tak, żeby widzieć to, co za nią (puszcze nieprzebrane, ptactwo dzikie), ten wie.
Zacznijmy od Ogrodnik. Tablica, którą pamiętam jeszcze w pełni kolorów, stojąca od czasów PRL-u na zgrempie nad jeziorem Hołny. Mocno zakryta wielką mapą powiatu, zresztą słabo już czytelna.
|
Tablica w cieniu gigamapy |
"Teren byłego cmentarza Polaków, Litwinów i Rosjan - mieszkańców tej ziemi. Prosimy o uszanowanie miejsca, nie deptanie i nie śmiecenie. Dziękujemy". Trzeba będzie przy okazji zapytać kogoś, a póki co można się domyślić, że chodzi o wiejski cmentarz, który poległ z racji wytyczania drogi, a może przekształcania terenu na zgrempie w pastwisko. Finał jest taki, że w trawie za tablicą można znaleźć nie tylko papier toaletowy. Co ciekawe, to to, że u nas takich cmentarzy ekumenicznych raczej już nie ma. Katolicy obu narodowości leżą razem, staroobrzędowcy oddzielnie. A jednak gdzieś czytałam, że w Sejnach swego czasu chowano wszystkich razem tam, gdzie teraz są oba parafialne cmentarze, teraz wydawałoby się - w stu procentach katolickie.
Po wydostaniu się na krajową drogę z duszą na ramieniu (bo jak ktoś jedzie krajową, to obowiązkowo 150-200 km/ha) podążyłam nią w lewo aż do drogowskazu "Rachelany". Już na wstępie było ciekawie, bo w pierwszym gospodarstwie dom wyglądał na niewspółczesny, a drzewa wokół na bardzo niemłode. I choć mój miły informator zaklinał się, że na pewno to nic ciekawego, pozostanę w stanie niedowiarstwa, dopóki nie sprawdzę w stosownym czasie, co to za dom i otaczający go park.
Dalej było pięknie, bo po lewej stronie drogi roztaczał się widok na zagraniczne kępy zieleni, kuszące tak samo, jak kiedy zobaczyłam je pierwszy raz dzieckiem z podstawówki. Wtedy nie wiedziałam, co jest po drugiej stronie. Do głowy by mi nie przyszło, że jest tam ciąg dalszy powiatu sejneńskiego z takimi samymi drewnianymi i murowanymi kościołami, dworami i parkami. Granica zagnieździła się już na tyle głęboko, że prawie nietknięty stopą ludzką las przed i za pasem ziemi niczyjej wyglądał jak ogrody Edenu. Teraz też tak wygląda, no, ale teraz już wiadomo, co jest TAM, za nim.
Tyleż o Rachelanach. Dalej pracowicie czyniąc trasę-koło po komfortowym gminnym asfalcie znalazłam się w jezuickiej wsi Hołny Wolmera. Jezuickiej, bo jak pisze Grzegorz Rąkowski, w 1708 roku majątek Hołny otrzymali jezuici z Grodna. Co ciekawe, chłopi nie byli tam objęci pańszczyzną. Po likwidacji zakonu jezuitów całość przeszła na własność państwa a jednym z zarządców był kasztelan grodzieński Kazimierz Wolmer, od którego pochodzi nazwa wsi. On i jego potomkowie leżą na starym sejneńskim cmentarzu w najbardziej okazałej, XIX-wiecznej kaplicy, którą nie wiedzieć czemu parafia zagarnęła na magazynek narzędzi i w której spoczywają też podobno resztki napoleońskiego żołnierza, ograbionego w swoim czasie z przedmiotów.
Na początku XX wieku majątek Hołny Wolmera należał do Wacława Zyndram-Kościałkowskiego, suwalskiego posła na Sejm. Już w latach 30. dwór został przejęty przez Towarzystwo Kredytowe Ziemskie i rozpoczął się jego upadek.
|
Brama wjazdowa. Trochę country, a co! |
Po dworze został "sień", jak mówi miły informator, tylko budynek gorzelni datowany na 1904 rok. Został sień, ale nie wiadomo, na jak długo. Swoje ocalenie prawdopodobnie zawdzięcza temu, że w latach 20. XX wieku zajęła go obsada 3. Kompanii Korpusu Ochrony Pogranicza "Hołny" i odtąd, do 1939 roku był strażnicą KOP "Wolmera", jedną z ponad dwudziestu na tym odcinku granicy. Celowo nie biorę do głowy i pomijam fakt, że po 1946 (tak, z opóźnieniem) działało tu Wojsko Ochrony Pogranicza i że z tamtego czasu pochodzi stojący w parku budynek nowej strażnicy, zamieszkały teraz przez przynajmniej jedną rodzinę. Udawajmy, że tamtego nie ma. A co jest?
|
Brukowana aleja |
|
I widok spod bramy na dawną dworską gorzelnię |
|
Najstarsza jest najpewniej część po lewej stronie |
|
W sumie całość składa się z co najmniej czterech dobudówek |
|
Są trzy wejścia, wszystkie zamknięte na głucho |
|
Sklep |
W krzakach w okolicach bramy wjazdowej dopiero będąc pod strażnicą zauważyłam "sklep", dawną piwnicę-ziemiankę. Ciekawe, czy wojskowi kucharze używali jej tylko do trzymania pożywienia. Może trafił tam też niejeden schwytany na granicy przemytnik? Jeśli wierzyć Sergiuszowi Piaseckiemu i jego "Wielkiej Niedźwiedzicy", ludność w tamtych czasach skwapliwie korzystała z faktu, że granice były wytyczone niejako w powietrzu i zaznaczone tylko co jakiś dystans miotłami - wiechami na długich, wetkniętych w ziemię tykach.
|
Właśnie takimi miotłami (na fot.
KOP-ści w Krasnowie) |
Chodzono w nocy non-stop, co do dziś wspominają starsi ludzie np. cytowani w Kronikach Sejneńskich "Pogranicza". Z tych też pewnie względów ludność litewska organicznie wprost nie znosi pograniczników i vice-versa.
|
Strażnica z boku. W zasadzie z każdej strony prezentuje inny styl. |
|
Jestem w stanie wyobrazić sobie przedwojennych
oficerków palących cygaretki na schodach w majowy wieczór |
|
Cios! Tak wyglądała strażnica w 1994 roku, czyli 20 lat temu.
Ze zbiorów Stowarzyszenia
Weteranów Polskich Formacji Granicznych. |
Z tego co widzę, Skarb Państwa to największy marnotrawca wspólnego mienia. Agencja Nieruchomości Rolnych przynajmniej wyprzedawała wszystkie dwory dzięki czemu ktoś je ma, remontuje, mieszka. Tutaj - echhhh...
|
"Otwórz, otwórz, panieneczko. Koniom wody daj" |
|
Część tylna, kuchenna |
|
Wyraźnie dobudowano ją do starej gorzelni |
|
Lokatorzy już odlecieli, w końcu wrzesień |
|
Sądząc z kafelków, kuchnia vel umywalnia była używana
za czasów WOP-u |
|
Genialne detale |
|
Skoro ludzie nie chcą, to... |
|
W ogrodzie przed strażnicą leży powalony/zostawiony tu olbrzym |
|
Tęgie drzewo, ciekawe, czy w tym parku rosło |
|
Na murze data "1904" |
Dalej puściłam się z biegiem drogi, by dojechać do rozwidlenia. Na lewo, na trasie do Berżnik było widać most na Hołniance, na który na moment zboczyłam. Jak donosi Rąkowski, w tym miejscu w czasach Hołn Jezuickich znajdował się młyn Koblędziszki oraz folusz, czyli drewniana machina służąca do pilśniowania sukna, napędzana przez bieg wody.
|
Hołnianka |
|
Niedaleko brzegu samotny sklep, nie wiadomo, czy pozostałość
po gospodarstwie, czy wspólna lodownia dawnych mieszkańców |
Wróciłam do rozwidlenia drogi i ruszyłam na prawo, w stronę Ogrodnik, dokończając kolistej trasy. Obok kapliczki przydrożnej minął mnie ktoś w rodzaju najemnika, robotnik z sakwą na ramieniu, wytrwale drepcący w stronę Berżnik.
|
Matka Boska Nieustającej Pomocy Na Zawsze
Pod Szkłem Uwięziona |
|
Obiekt moich dziecięcych fascynacji |
W Ogrodnikach zatrzymałam się przy najstarszym chyba dębie w powiecie, pomniku przyrody szacowanym na 400 lat. Wpisano go do rejestru pomników w 1978 roku i niedługo później było mi go dane oglądać ze świeżo przybitą niebieską tabliczką z orłem bez korony. Teraz tabliczka nieco wrosła w korę, nie ma już na niej farby, ale wiadomo, co oznacza. Jak mówi moja koleżanka z Hołn, dąb zawdzięcza swoją żywotność temu, że rośnie niedaleko plaży nad jeziorem. Mając co pić jest w stanie pociągnąć jeszcze długo.
|
30 m wysokości, ponad 5 m obwodu |
***
Podziękowania dla miłego znawcy terenu za cierpliwość i wsparcie psychiczne :)
PS. Nie ma to, jak błyskawiczny odzew Czytelników. Dzięki niemu wiemy, co zacz za cmentarz nad Hołnami. W czasie okupacji miał tam działać posterunek niemiecki, którego obsada dokonywała doraźnych egzekucji. Cmentarz zawiera więc prawdopodobnie szczątki zabitych.
Witam!
OdpowiedzUsuńfajnie poczytać wieści o strażnicy w Hołnach
w latach 80-dziesiątych XX wieku była we władaniu nadleśnictwa chyba ze siedzibą w Zelwie,
pracowałem wtedy w OHP w lipcu 1984 roku przy robotach leśnych w puszczy Augustowskiej
zakwaterowani byliśmy właśnie w tej strażnicy , była w tym czasie w całkiem dobrym stanie , szkoda że leśnictwo zrezygnowało z niej , może by nie popadła w ruinę
Pozdrawiam
Artur z Piekar Śląskich :-))
Dziękuję, cała przyjemność po mojej stronie :) I zazdrość, bo chociaż mieszkam kilka kilometrów od strażnicy, to nigdy wcześniej nie wpadłam na to, żeby ją zobaczyć, stąd w dobrym stanie jej nie widziałam. Druga rzecz, że ja tylko ruinami się interesuję. Pan widział to miejsce w zupełnie innej epoce. Ukłony z Sejn :)
OdpowiedzUsuńTak, bywalem w tamtych stronach jako nastolatek w latach 70-tych i 80-tych. Zolnierzy ze straznicy mozna bylo spotkac czasami na plazy w Ogrodnikach. Pamietam tez klub mlodziezy, sklep przy drodze i kajaki, ktore mozna bylo wypozyczyc od soltysa. Byly to piekne czasy… Wielkie dzieki za ten blog, Pani Moniko.
OdpowiedzUsuńCieszy, gdy kogoś uda mi się ucieszyć :) dziękuję. Sklep przy drodze ma się dobrze, a o klubie młodzieżowym mógłby Pan napisać więcej, bo jestem ciekawa, gdzie był. Gdzieś w szkole, a może u Zabłockich?
UsuńPamietam, ze klub mlodziezowy byl przy glownej drodze w Ogrodnikach, zaraz naprzeciwko plazy - po drugiej stronie drogi. Po prawej stronie plazy bylo gospodarstwo soltysa I u niego mozna bylo wypozyczyc kajaki. Pamietam, ze plywalem na jakas wyspe na srodku jeziora gdzie byly jakies stare ruiny. Na plazy byla wtedy kladka z drewna na ktorej lubilem przesiadywac wieczorami i grac na gitarze piosenki Laskowskiego, itp. Przy sklepie byla chyba straz pozarna, gdzie przyjezdzalo kino objazdowe I ogladalismy jakies filmy na wolnym powietrzu. Wtedy cala mlodziez z Ogrodnik przychodzila na ta impreze. Pamietam jedynie rodzine Sienkiewiczow, ktorzy mieszkali po prawej stronie drogi do Berznik ale zaraz niedaleko sklepu. W Polsce I w Ogrodnikach nie bylem juz ponad 30 lat wiec malo co pamietam. Ale naprawde milo bylo powspominac te piekne czasy kiedy to z gitara I namiotem (I bez pieniedzy) mozna bylo podrozowac po suwalszczyznie. Znalem tez pania nauczyciel ze szkoly ale nie pamietam jej imienia. Mialem tez rodzine w Holach Wolmera wiec bylo z kim poszalec...
OdpowiedzUsuńNie Hania i nie Gienek. Tylko Stasia, Marysia i Romek. Romek do dziś na gospodarstwie po rodzicach. Widziałam go kilka miesięcy temu po kilkudziesięcioletniej przerwie. I jego siostrę Stasię (zdaje się, że pielęgniarkę) w Sejnach W latach 70-tych podobnie jak Pan (Anonimowy) spędzałam jako nastolatka wakacje i ferie w Ogrodnikach. Z Romkiem graliśmy w karty. W klubie młodzieżowym z zespołem muzycznym WOP-u śpiewałam piosenkę Czesława Niemena „Pod papugami". Zdaje się, że na zabawie sylwestrowej, bo pamiętam, że do klubu młodzieżowego chodziłam po lodzie przez zamarznięte jezioro. Zespołem kierował Tadeusz Paszkiewicz, nauczyciel z Augustowa, wówczas w wojsku.
UsuńTeż przesiadywałam na kładce nad jeziorem i też kajakiem po jeziorze Hołny pływałam. I Laskowski był wtedy bardzo modny.
Mnie zastanawia, czy to ten sam Tadeusz Paszkiewicz - późniejszy wieloletni nauczyciel z Krasnopola, który kształcił muzycznie kilka pokoleń śpiewających (zdaje się, że są wśród nich i tacy, co poszli w zawodowstwo w tej dziedzinie).
UsuńBardzo prawdopodobne.
UsuńAch, cudnie :) A pamięta Pan może kaowca z tego klubu, pana Wilkiela? Jezioro Hołny nie ma wysp, dlatego jest wielce prawdopodobne (i zarazem romantyczne), że mógł Pan dotrzeć kajakiem na brzeg krasnogrudzki, gdzie stał w złym stanie drewniany dwór kuzynek Cz. Miłosza i pewnie też resztki budynków gospodarczych. Sienkiewicze nadal dzielnie działają w Ochotniczej Straży Pożarnej. Zazdroszczę Panu tych wspomnień. A gdzie Pana drogi zawiodły? Daleko?
OdpowiedzUsuńWitam serdecznie! Od wielu juz lat mieszkam w Anglii, w bardzo starym miescie Chester (niedaleko Liverpool). Polecam odwiedzic Chester bo naprawde jest co ogladac. Blisko tez jest stad do Walii Polnocnej gdzie mozna zwiedzac stare zamczyska. Wracajac do Holn i Ogrodnik, z rodziny Sienkiewiczow pamietam Hanie i jej brata (chyba Gienek). A w tym klubie nad jeziorem byly zabawy wiejskie i wtedy zala mlodziez z okolicznych wiosek zjezdzala sie na tance. Wlasnie wtedy tez przyjezdzali zolnierze z tej placowki WOP-u.
UsuńDziękuję za podróżniczą inspirację. Z Sienkiewiczów w OSP działa najmłodsze pokolenie (Dariusz bodajże), a z domu Zabłockich Janusz został właśnie sejneńskim radnym miejskim. Takie nowiny mam :)
Usuń