Czy
można/trzeba/warto zmienić skórę, porzucić aktualną tożsamość
i wyruszyć przed siebie w nowej roli, żeby coś zgubić, lub
jeszcze lepiej - odnaleźć? Na takie pytania odpowiedź daje pewien rodzaj powieści, poświęcony
drenowaniu podświadomości przez bohaterów i zmuszający do tego
samego czytelnika, o ile zniechęcony od pierwszych stronic nie
odrzuci on specyficznej konwencji snu i prawie-majaków. Do takich
powieści zaliczam od teraz najnowszą książkę Joanny Bator.
Jej
bohaterka Julia Mrok wiedzie wygodne życie autorki poczytnych
romansów z historią w tle. Konsumentka męskich ciał i odważna
eksperymentatorka w relacjach międzyludzkich, cieszy się
zainteresowaniem plotkarskich mediów i uwielbieniem fanek swojej
twórczości. Są jednak w jej życiu cienie: tajemniczy sojusz,
psujący harmonię w miłosnym trójkącie, w jakim pisarka żyje
oraz stanowiąca zagadkę przeszłość z czasów, kiedy jako sierota
znalazła się w domu dziecka. Julia Mrok bowiem "urodziła się
bez historii, a urodzić się bez historii oznacza życie bez duszy".
I, jak to w powieściach inicjacyjnych bywa, Julia zrzuci luksusowe
ubrania, opuści wygodny dom, otworzy świadomość na znaki
napływające skądkolwiek (na przykład z zatłuszczonej, czy
zalanej kawą okładki tabloidu) i skoczy do króliczej nory, nie
wiedząc, co jest po drugiej stronie. Ucieknie więc nie "do",
tylko "od". W sennej rzeczywistości pełnej symboli, wśród
zdeformowanych lub dziwacznych mieszkańców Frankenstein - Ząbkowic
Śląskich będzie czuwać, odbierając niezrozumiałe z początku
sygnały, dostosowywać się do wyobrażeń innych i wymyślać samą
siebie od nowa, bo jak relacjonuje: "każdy kontakt z
człowiekiem czynił mnie wyraźniejszą dla samej siebie". Ze
starego życia pozostawi sobie tylko umiejętność pisania, całą
resztę zda na przypadek, kierując się wskazówkami ucha, czułego
na ciekawe historie. Dawna femme fatale i rywalka innych kobiet
zapadnie się w "psiapsiółkowatość" jak w królicze
futro, w kontakcie z babskością przeżywając lęk i zarazem
otuchę. Kochanka-prowokatorka spróbuje innej odmiany kobiecości,
czerpiąc z żeńskiego litość, hojność i macierzyńskie uczucia.
Lecz kiedy dogoni ją zagrożenie z poprzedniego życia, wyrwie się
z zastałej atmosfery i znów brawurowo ucieknie. Tym razem nie "od", a "do". Do
czego?
Wielbicielom jasnych, konkretnych utworów literackich z
wyłożonym wprost zakończeniem nie polecę tej książki, jak
i wszystkich innych niedookreślonych historii, o rozpoczętych i
rozmywających się, niczym we śnie, wątkach. Jeśli natomiast potrzebujecie
niewielu strun, żeby dograć sobie całą melodię, "nowa
Bator" może/powinna być interesującym wyborem. Tym bardziej,
że autorka faktycznie idzie w nieco innym, niż do tej pory
kierunku.
Za egzemplarz recenzencki w wersji elektronicznej dziękuję Wydawnictwu Znak
Za egzemplarz recenzencki w wersji elektronicznej dziękuję Wydawnictwu Znak
Właśnie zaczęłam czytać. Mroki pierwszych stronic rekompensuje mi, uwielbiany prze ze mnie, styl pisarski Pani Bator. I być może okaże się, że autorka idzie w nieco innym kierunku, ale wydaje mi się, że wyznaczyła go sobie już w przedostatniej swojej powieści "Wyspa łza". Zmieniły się tylko wektory, bo o ile wtedy wędrowała głównie w głąb własnej podświadomości to w przypadku "Roku Królika" eksperymentując z tzw. "pierwszym ja" i to na wielu płaszczyznach otaczających ją postaci, zahacza także o nadświadomość, (o ile takowe istnieje), czyli tzw. "trzecie ja". Ale to wszystko napisałam na wyrost, bo jak już powiedziałam jestem dopiero na samym początku przygody z "Rokiem królika" i wszystko zdarzyć się może.
OdpowiedzUsuńWierzę Pani na słowo :) Jako że nie czytałam 'Wyspy łzy', to dla mnie przeskok z konwencji kryminału w 'Ciemno..." do 'Roku królika' wydał się spory
OdpowiedzUsuń