Na 16. rocznicę śmierci Miłosza pod wpływem bodźca od znajomego ruszyłam sprawdzić, o czym pisałam wtedy. Otóż robiłam wywiad z Piotrem Dapkiewiczem, który teraz, od pięciu już lat z Miłoszem może w karty sobie gra.
Ale jednocześnie w alternatywnym wymiarze, w sierpniu 2004 roku wspomina:
-
Związek mojej rodziny z dworem brał się może stąd, że
gospodarstwo Dapkiewiczów w Żegarach było przed wojną jednym z
najlepszych, tym bardziej, ze dziadek był pszczelarzem, a Kunatowie,
następnie Lipscy, mieli pasiekę, a nie było jej komu doglądać.
Dziadek był tam wzywany, kiedy pszczoły się roiły, kiedy było
miodobranie. Mam dwa jego zdjęcia zrobione z panią Lipską.
W
międzyczasie przyjeżdżał tam jej kuzyn Miłosz, obecnie nieżyjący,
i zdarzyło się, że odwiedził on nas. Poznał się z moim ojcem.
Stało się to może nie tyle przez pszczoły, ale przez wodę.
Krasnogruda nigdy nie miała wykopanej dobrej studni, zresztą do
dziś tak jest. I oni tą wodę brali od nas, nie wiem nawet w jaki
sposób ją dowozili. Od 1926 roku
w naszym gospodarstwie istniała studnia o bardzo dobrej wodzie.
Zawsze
sądziłem, że mój ojciec Kazimierz był jednoroczny z Czesławem,
ale teraz okazuje się, że był trzy lata starszy. Ich przyjaźń
tak przetrwała, że Miłosz nie zapomniał nawet w czasie okupacji,
chociaż się nie widzieli. Moi zostali wysiedleni do Niemiec, on też
wiele przeżyć miał.
Pamiętam
jako dziecko, że siostry Kunatówny (Gabriela, po mężu Lipska i
Janina, prowadziły we dworze pensjonat, w którym bywał ich kuzyn
Czesław – przyp. M.K.) właścicielki Krasnogrudy, to był 1946
rok, one zatrzymały się u nas. Skąd one wróciły? Chyba z
Gdańska. Przyjechały do Krasnogrudy, ale wiadomo, że jak była
polityka nienawiści do panów, to pracownicy bali się i nawet nie
mieli warunków przetrzymać je. Więc przez dwa, trzy tygodnie te
panie u nas mieszkały. Mama dała im pokoik i dwa łóżka.
Wiele
lat później Andrzej, on jest młodszy od Czesława, on przyjeżdżał,
ale tylko incognito, jeszcze przed Czesławem. Oni jakby się
obawiali, bo to było za Polski Ludowej. Wiedzieliśmy, że
przyjeżdża zawsze po miód, jak lato przychodziło. Kupował u
Wilkialisów w Dusznicy. Odwiedzał niektórych pracowników dworu
Krasnogruda, Czeropskich zwłaszcza, bo to takie trzy rodziny były
Czeropskich, synowie woźnicy, który powoził przed wojną. A
przyjeżdżając Andrzej zamieszkiwał w Ogrodnikach.
My
o tym wiedzieliśmy, i jak już ogłosili Czesława noblistą i
wyszedł ten film “Dolina Issy”, ja może pierwszy z okolicy
pojechałem do Suwałk obejrzeć go, wiedziałem, że jest dobrze
pokazane, choć tej książki nie czytałem. Ciągle moja mama
wspominała o tych Miłoszach.
Kiedy
Czesław po raz drugi był na Litwie, po tym, jak wręczali mu
honorowe obywatelstwo Litwy, to był 1992 rok, słuchałem w radio o
jego spotkaniu z pracownikami dworu w rejonie kiejdańskim, tego, w
którym się urodził. Najdłużej trwała rozmowa Miłosza ze starą
służącą, nie pamiętam jak się nazywała. Jej matka przekazała
przed śmiercią - ja nie doczekam, bo takie okropne czasy, ale jak
spotkasz kogoś z rodu Miłoszów – pamiętaj, wycałuj go. No i ta
staruszka chwyciła tego Czesława i jego brata Andrzeja i serdecznie
wycałowała.
6
czerwca 1992 roku – mam wpisane w kronice rodzinnej, po południu
przyjechał samochód z “Pogranicza” i wysiadł z niego noblista
Czesław, którego znałem z telewizji i jego brat – Andrzej. Oni
mnie pozdrowili po litewsku, ja do nich też po litewsku, a oni mówią
– nie, my tylko tyle z dzieciństwa pamiętamy. Chcemy odwiedzić
Kazimierza. Powiedziałem, że niestety, już nie żyje, zmarł w
latach 50-tych. Przedstawiłem się jako pozostałość po
Dapkiewiczach.
Był
z nimi Czesława Miłosza syn, wyższy od ojca, on prosił: - opowiedz to, co pamiętasz. Prosił pokazać byłe własności
majątku Krasnogruda. Ja ich zaprowadziłem na najwyższą górę w
kolonii. Za jeziorem Gaładuś rozciągają się takie
lasy, teraz nazywają się żegarskie, ale mój dziadek je nazywał i
zachowało się w zapisach – krasnogrudzkie, bo to była ich
własność.
Obaj
bracia zachwycali się, a syn pyta: - czy tu można zrobić jakiś
biznes? Pytam: - a o jakim pan myśli? On na to: - ja produkuję
komputery. Porównałem wtedy dwa podejścia do wspomnień, ojca i
syna. Akurat była pora obiadowa i żona na szybko przygotowała
wiejski obiad. Pamiętam, że były bliny litewskie na liściach
kapuścianych. Nie wiem, czy przesadzali, czy naprawdę im smakowały,
ale bardzo je chwalili.
Wciąż
wracali do swoich wspomnień, do stryja, którego pochowali w Paryżu,
Oskara Miłosza, znanego z historii Litwy, bo był pierwszym
ministrem kultury odrodzonej Litwy, przed wojną. Andrzej rozpytywał
brata, jak ten grób jest zachowany, czy łatwo go znaleźć. Mnie to
bardzo interesowało. Oskar Miłosz był też pisarzem, został
wyklęty z rodziny, bo pojął za żonę dziewczynę narodowości
żydowskiej, wtedy były takie czasy.
I
takie to było nasze miłe spotkanie. Tego dnia na pewno nie
pojechali oglądać dworu, bo brat mówił, że tam wszystko jest
zniszczone, lepiej zapamiętać to, co było kiedyś.
Takie
mam związane z Miłoszem wspomnienia. Smutne, ale z tym piękne, że
taką osobę poznałem. Czy Miłosz był Polakiem, czy Litwinem?
Giedrojć kiedyś powiedział, że jest ostatnim obywatelem Wielkiego
Księstwa Litewskiego. Miłosz to samo.
Wywiad z Piotrem Dapkiewiczem ukazał się w 18 nr "Przeglądu Sejneńskiego" z 2004 roku.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz