Mgła opada, a wzrok się wyostrza. Niepojęte rzeczy, znajdowane na golędzinowskim brzegu Wisły, zaczynają się ukazywać we właściwym świetle. I wcale nie tracą na atrakcyjności.
Schodząc jednak z poezji - co jakiś czas wracam sobie na policyjne osiedle i przylegający do niego teren Wydziału Transportu miejscowej komendy, obejmujący Fort Śliwickiego/Jasińskiego, który na "rympał", bez specjalnego podkładu historycznego zwiedzałam tutaj. Za każdym razem odkrywam nowe zjawiska, które powstały w latach, kiedy w forcie stacjonowały oddziały Zmotoryzowanych Odwodów Milicji Obywatelskiej. Przy okazji jednak załatwiam i inne, bardziej bieżące sprawy.
Taką sprawą jest tragiczny stan działobitni południowej. To jedna z trzech działobitni tego fortu, szczelnie zagrodzona płytami, ustawionymi przez Zarząd Gospodarki Nieruchomościami - Praga Północ. Ponieważ z poziomu trawnika niewiele widać, na moją prośbę zdjęcie z wyższych pięter policyjnego bloku zrobił pan Marek. Dzięki niemu wiemy (ja, a także nieoceniony radny praski, Grzegorz Walkiewicz, który interpeluje do miasta w tej sprawie), jak się naprawdę rzeczy mają.
Jak widać - mają się fatalnie |
Sprawa jest w toku, tymczasem można więc przejść do przyjemniejszych zagadnień. Podczas wcześniejszego kręcenia się po było-nie było policyjnym terenie, najpierw oczywiście uległam urokowi potężnych, grubościennych fortecznych budynków - koszar, działobitni, także środkowej, bo tym właśnie okazał się tajemniczy budynek wśród starodrzewu, nad którym rozpływałam się poprzednio.
Widziałam też przylegający do dużego parkingu obiekt, z tyłu zasłonięty dużymi tujami. Na pierwszy rzut oka wyglądał na kanał naprawczy, skojarzenie całkiem uzasadnione, w końcu to koszary i gdzieś mechanicy musieli robić swoje.
Ostatecznie obadany bliżej, obiekt okazał się trybuną, prawdziwą trybuną pochodzącą prawdopodobnie z czasów ZOMO, a skąd to przypuszczenie - o tym dalej.
Wejście od tyłu |
Od tylnej strony po obu stronach schodków mamy kratki, piękne kratki z epoki, wykonane z prętów. Na lewej zachowały się litery OP, właśnie w takim porządku. To nie daje mi spokoju, bo jeśli należy to rozumieć jako fragment skrótu z frazą "Oddziały Policji", to trzeba by uznać trybunę za późniejszą, jakieś lata 90.
------ Edit: jak nic, chodziło o "Oddziały Prewencji". Ponieważ powstały one rozporządzeniem Ministerstwa Spraw Wewnętrznych w 1989 roku, likwidującym jednocześnie oddziały ZOMO, muszę chcąc nie chcąc uznać, że barierki są późniejsze niż myślałam (marzyłam :3)
Jednak towarzyszy jej zarówno zardzewiały maszt flagowy, jak i cała reszta małej architektury (np. słup latarniany) ewidentnie z przełomu lat 70 i 80 (sejnianie mogą pamiętać, identyczne mieliśmy w Borku, do czasu gdy nadleśniczy nakazał przywrócenie stanu sprzed budowy muszli i całej reszty).
Trybuna z przodu |
Na relikt z interesującej mnie epoki wskazuje też fatalny stan materiałów, rozpadającej się na płatki cegły, spróchniałego drewna, którym wykończony jest "pulpit" tej specyficznej ambony. Konstrukcja, choć ogólnie bardzo prosta, ma też pewien ozdobnik - wcięte niczym talia przednie kanty, pomalowane na czerwono. Ma się rozumieć, że w latach 90. nikt nie malowałby trybuny na taki kolor, skojarzenie było zbyt świeże i nieodległe w czasie, aby tak ryzykować.
|
Odkrycie trybuny rozjaśniło mi w głowie cały układ otoczenia. Wielki parking Wydziału Transportu, na którym, jak pisałam poprzednio, bywa gęsto od policyjnych busów, to plac świąteczno-defiladowy, na którym w czasach ZOMO musiały się odbywać capstrzyki, parady, wręczenia awansów i odznaczeń oraz tym podobne.
Widok z trybuny na parking i budynek Wydziału Transportu |
Flaga wówczas wjeżdżała na maszt, a wieńce na sto procent kładziono tutaj:
Można się tylko domyślać, jaka tablica została zdjęta z kamienia: pamięci poległych milicjantów? Poległych zomowców? Podczas likwidacji band po wojnie, czy może tłumienia zamieszek później? Może znajdę w swoim czasie odpowiedź na to pytanie.
Przy okazji - obok jest kolejna przyjemna samoróbka, widomy efekt społecznego czynu - podstawa ławeczki, wykonana z kamienia:
Sejneńczaki, słup! Takie stały przy muszli w Borku |
W tle zaś krzepki główny budynek fortu, czyli koszary, w których ostatnio nie było wcale garaży, jak myślałam, tylko... stajnie dla policyjnych koni. Jak wszystkie pozostałe elementy fortu, zaprojektowany został przez Jana Pawła Lelewela, brata Joachima, po 1830 roku (podawane są różne przedziały czasowe, być może biorą się z kolejności powstawania budynków).
Ustalając, gdzie może leżeć działobitnia północna, co do której w sieci są rozbieżne zdania (istnieje, nie istnieje, są, ale już tylko ruiny itd.), zajrzałam do map satelitarnych. Okazało się, że za budynkiem Wydziału Transportu widać coś kropka w kropkę, jak spektakularna fontanna z poprzedniej części, istna "diamentowa kula" z kawałka Lombardu, pochodzącego z tamtej epoki. Obiekt równie okrągły, z cypelkiem na środku, tylko mniejszy. Czy to możliwe? Czy naprawdę jedna fontanna, zbudowana przez zomowców, to nie jest już wystarczająco, jak na ludzką wyobraźnię? O, nie, nie.
Z defiladowym parkingiem sąsiaduje drugi, ogrodzony siatką, przez który przechodzi się w stronę gęstego zagajnika. Za nim jest już budynek VI Komendy Rejonowej Policji. A w zagajniku ścieżka, prowadząca do drugiej fontanny.
Na niewielkiej polance znalazłam to oto cudo, zdobione gomółkami szklanymi, tym razem brązowymi. Nie wszędzie są to kawałki szkła rodem z huty, jak to było w przypadku poprzedniej fontanny. W widoczny sposób milicjanci sztukowali tu i ówdzie stłuczką z butelek, być może po oranżadzie.
Obok ex-fontanny ktoś trzyma... ule. Naprawdę, gdyby ktoś opowiadał mi o takim zestawieniu, uznałabym, że opisuje surrealistyczny obraz, albo sen po tak zwanych środkach. Jestem w stanie uwierzyć, że policjanci w przerwach na kawę wychodzą podebrać trochę świeżego miodu...
Wodotrysk uległ działaniu czasu i rozpadł się, dzięki czemu widać, że kopułkę ochotnicy wymurowali na pniu ściętego drzewa, po którym została tylko obwódka z korą.
W bezpośrednim sąsiedztwie fontanny stoi budynek bardzo podobny do kilku innych, rozsianych po całym terenie. Jestem słaba w zgadywaniu, co to mogło być, jest kilka wejść do niewielkich pomieszczeń. Łaźnia? Sprawdzić, czy nie zostało w środku jakichś charakterystycznych śladów nie mogę, bo gospodarze mają zwyczaj zatykać drzwi stertami chrustu.
Identycznie zrobili w działobitni środkowej, do której i tak nikt nie wszedłby, bo jest ogrodzona ażurowym parkanem. Zakładam, że taka przeszkoda nie powstrzymałaby prawdziwych urbexiarzy, ale mnie tak. Wygląda to, niczym z horroru.
Co dalej? Zamierzam powoli, w swoim tempie, nie płosząc stróżów prawa nadmiernym pobudzeniem godnym szura, dążyć do działobitni północnej lub jej marnych resztek.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz