Na przełomie lat 70. i 80. sejneńskie osiedle liczyło co najmniej kilka bloków. Pamiętam świeżo zasiedlony blok przy ulicy Wojska Polskiego 15, do którego można było się dostać, przekraczając bagienko przykryte belkami i płytami chodnikowymi.
Wyprawy na osiedle były dla mnie rzadkością, niedzielną eskapadą za rzekę, najczęściej na obiad do zaprzyjaźnionej rodziny. Droga z reguły prowadziła ulicą Emilii Plater, obok sklepu mleczarskiego (zawsze atrakcyjny, na szybach były niebieskie malowidła, co za cymes w czasach szarości!) i małego, zgarbionego domku z szyldem krawca (?) w oknie. Dziś w miejscu tego domku jest parking u zbiegu Emilii Plater i Parkowej. Dalej z prawej białootynkowany dom na wysokim fundamencie i ogród Pietruszkiewiczów. Zaraz zaczynało się osiedle, nieco zryta połać brunatnej ziemi z kilkoma ceglanymi "wieżowcami" i tym, co najbardziej atrakcyjne dla dziecięcego oka - huśtawkami i karuzelami.
Inne wyprawy na osiedle miały za cel pierwszy z rzędu trzech bloków na ulicy Konarskiego, gdzie mieszkała ciocia. W trakcie spacerów okołowizytowych w oko wpadło mi miejsce przed środkowym blokiem: betonowa platforma miała okrągły kształt, na wierzchu były kolorowo pomalowane barierki. Dopytywałam się, czy to jest karuzela - barierki były zrobione z takich samych rur, jak konstrukcje huśtawek na osiedlu. No i ten kolor, taka sama olejna farba, chyba żółta. Dorośli próbowali rozwiać moją pewność: to miało być duże blokowe szambo, a barierki zostały postawione, żeby "dzieci nie wchodziły na to, bo się zawali i wpadnie się do środka". Dla mnie argumentacja była mało przekonująca. W środku musiał być mechanizm, który napędza betonowe koło do kręcenia, a barierek należy się trzymać, żeby nie spaść. Na osiedlu nie takie cuda mają, jedna karuzela więcej, jedna mniej...
![]() |
Barierek od dawna nie ma. Do dziś nie wiem, co to takiego jest. Załóżmy więc, że stara karuzela. |