13 cze 2012

Lauda cz. II


Vandžiogala (Wędziagoła) to miasteczko bliźniacze Berżnik, Kapciamiestis, Narwi i innych takich miejsc z drewnianymi kościołami, dwoma sklepami na krzyż i kotami wygrzewającymi się na środku rzadko uczęszczanej ulicy. Gdy tylko wjeżdżamy na przykościelny plac, widzę, że czeka mnie prawdziwa uczta. Prawie vis a vis kościoła stoi taki oto dom.


Miód...




















Drzwi zamiast okna

I znowu: drzwi zamiast okna

I inne cudowności:





Młyn?







Okna na wysokości kolan

















Strumień Urka


Nad Urką Jan Nepomucen


Wędziagolska drużyna strażacka
 Panowie strażacy-ochotnicy w liczbie dwóch, o mocno wytatuowanych ramionach, okupowali fotele wyciosane z pieńków, schowane pod jabłonkami nad stawem. Ogień mieli, poczęstowali, na moje zachwyty fotelami (że to niby też bym chciała usiąść) odpowiedzieli, że mokre jeszcze po nocnym deszczu. Pytałam, czy przyjdą zobaczyć orkiestry strażackie, ale dumnie zmilczeli.
W wędziagolskim kościele plebanuje ksiądz Polak Ryszard Wolski, są codzienne msze litewskie i polskie. Starożytnym obyczajem świątynię okala cmentarz.










Au, Jezau!



Prawieczny zakurzony parasol do osłony Ciała


Cmentarz w Wędziagole jest niewielki, nie ma tam ani jednego nieciekawego nagrobka. Same cymesy, laudańska zaściankowa szlachta.



Piękny medalion malowany na porcelanie









Drewniany nagrobek





1899

1944









Przód

Tył

Szlachta herbowa

Kulwieć herbu Łabędź

Renowacja

Na cmentarzu mówiono, że Dombrowscy repatriowali się niedawno do
Polski








Siostry Wilkiewiczanki, jak pisał sekretarz ambasady RP w Wilnie, P. Wdowiak, w 1938 roku zostawiły w kościele wotum ze znamiennym napisem: "Dzięki Ci, Jezu, za odzyskanie zgody Litwy z Polską."

Ciekawostka na schodach kościoła



Tajemniczy dramat: "złośliwość ludzka zpowodowała
wyrok śmierci dla jego"
Brama cmentarna

I niespodzianka w cieniu drzewa
Spi kuzynak w cjemnym grobie, niech sja Polska przysni tuobie...
Na 101 rocznicę urodzin Cz. Miłosza - składanie kwiatów na grobach
pradziadków noblisty. Kwiat kładzie starosta Wędziagoły Vytautas Sniauka,
za nim stoi pierwszy sekretarz Ambasady RP w Wilnie Piotr Wdowiak
Groby miłoszowych przodków: pradziada Eugeniusza
Edwarda Artura Miłosza 1836-1895
Eleonory z Sopoćków Miłoszowej 1798-1858, Józefa Miłosza
1799-1869 i Kamilli Miłoszówny, zmarłej w 1860 roku. Uczestnicy
uroczystości cytowali za Andrzejem Miłoszem, że był jeszcze trzeci
nagrobek, należący do szarżującego w rozegranej w 1605r. bitwie pod Kirholmem
antenata Miłoszów. Niestety, zaginął gdzieś bez śladu.
Msza wciąż trwa, żar leje się z nieba, dzieci obsiadły wszystkie trawniki. Mnie krawężnik wbija się w tyłek, więc idę na cmentarz i lustruję dwie ławki w pobliżu wejścia do kościoła. Na jednej siedzą półdupkami panowie z zespołu, odziani w stroje ludowe, z nimi jakiś dziadek i lokalny kawaler w sandałach i skarpetach frotte. Podchodzę, nieopatrznie trzymając notes i długopis (kajet i obsadkę, tak tu mówią) i cichaczem siadam za ich plecami, korzystając, że nie rozsiedli się na całej szerokości ławki. Dziadek natychmiast przerywa rozmowę.
- Przyszła pani szpiegować, co ja mówia?
- Nie przyszłam szpiegować, tylko usiąść, na placu nie ma ani jednej ławki, nie mam już siły chodzić.
- Obsadke trzyma, pewnie słuchać bedzie  i pisac co ja mowie.
- Litości, to ja lepiej po prostu stąd pójdę.
- Nie, to ja pójde, pani siedzi.
 Ale nie idzie, tylko pyta:
- Kto pani jesteś?
Mówię, że gość z Polski, jestem z Sejn.
- Z Sejn to Litwinka!
- Nie, nie Litwinka, nie trafił pan.
Śpiewacy z zespołu chyba wietrzą jakąś drakę bo odchodzą szybkim krokiem. Zostajemy we trójkę. Dziadek nadal nieufny, ale zaczyna coś opowiadać, że jest miejscowy, tylko na wojnę popędzili do Polski wojować, był w Jarosławiu, a w 1949 wypuścili. Rozgaduje się i nie widzi, że na moich kolanach spod torby wyjeżdża końcówka dyktafonu. Nie planowałam tego, nie mam takiego zwyczaju. Tak, okradam go z czegoś, ale poproszony, nie dałby mi tego sam. Nie chcę jego złotych zębów, ani encyklopedii, którą chwali się, że ma w domu, chcę tylko tej rozmowy.

- To pan najcięższe czasy pamięta, stalinowskie?
- No... Fakt, że ciężko było.
- Wywozili?
- Oj, to wywożenia jeszcze było. Tak to chcieli wyniszczyć, żeby nie było bogatych ludzi. I który - jeśli tam było gdzie, że bogaty, to potem chcieli jego wywieźć, rozebrać, żeby nie było. Żeby nie przypomnieć, wszystko zniszczyć żeby było. Wiele tutaj było naokoło dworów, wszystkie byli piękne dwory i bogate. I wszystkie rozebrali, spalili tam ich, żeby nie zostało.
- To tych pradziadków Miłosza dworu też nie ma?
- Nie ma nic. Nie ma nic.
- Ale chociaż jakieś fundamenty zostały?
- To na pewno, że jest. Ja nawet nie wiem, tam nawet i nie byłem
- Czy to daleko, w obrębie Wędziagoły, czy dalej?
- Tych pradziadków to trzy kilometry jest, czy jakie cztery. To jeszcze jest siedziba tam co była, ale ona tak szedła przez ręce, przez ręce i tak... Ale jeszcze ten dom został. Bo był duży dom i w tym domie zrobili szkoła. To on i pozostał.
- U nas też tak, jak gdzieś zrobili szkołę, to dwór ocalał.
- To ja w Poznaniu byłem. Gdzie był dyrektor rozumny taki nawet człowiek, to dajmy na to, gdzie niemieckie tam mieli, rozwalić, żeby nie zostało po nich. To dyrektor – piękna siedziba, tam zrobimy szkoła, aj, i drugi piękny dom, to mówili, żeby zniszczyć. A dyrektor mówi: nie, mówi: tu niechaj będą nauczyciele żyć, a żeby tutaj nie zrównować, to mówi: zrobim działkę dla uczniów, żeby sadzili tam co. I takim sposobem i on sam korzyść miał, bo dzieci tam wyrabiali, i pozostałość taka.
- Tam za kościołem jest grób Wincentego Karpowicza. Wie pan może, kim on był?
- No tego prawdziwie nie powiem, tylko o tutaj jest grób, to jest Chmieleckiego. On w 1863 roku powstaniec. 

Grób Chmieleckiego
- Ten biały grób?
- Tak. On był sądzony na śmierć, ale jakoś to było, że on przeżył to wszystko, no, Chmielecki. Słuchaj pani, tak Polska i Litwa, mało lat, jak Litwa niepodległa. To była pod zaborem ruskim, to niemieckim, to sowieckim.
- Niektórzy mówią, że i pod polskim.
- Nieee. Prawdziwie nie pod polskim, we wspólnocie polskiej bo Jagieło... Każdy inaczej czyta. Można przeczytać i inne zdanie mieć. Ja szary człowieczek taki...
- No, nie szary. Pięknie pan opowiada.
- No... Ja wiem... Rzeźbię trochę.
- Rzeźbi pan! A dziś pan przyszedł na mszę tylko, czy zobaczyć koncert?
- My tu czekaliśmy, jak święta jakiegoś, defilada będzie, co rok to dla nas uroczystość.
- Ciekawe, czemu to są obchody 200-lecia Kraszewskiego. On stąd pochodził?
- Prawdziwie to ja nie powiem. Miłosza to obchodzimy co roku. Jeszcze jedna rzecz powiem, że - jeżeli po prawdzie - że wybitnych ludzi każden kraj chce przyswoić do swego.
- Tak jest.
- Tak jest, pani. Nawet troszkę o tym... Nie mogę powiedzieć, bo pamięć trochę... Nawet, że Kołumb był, to był Polakiem. I u jego w rodzinie, nawet zdjęcia mam, jest eksponat. Okręcik taki jeden do jednego, tak jak był, o! I jest postawiony. Autor tego wszystkiego jest ojcem Polaka, który w trzydziestym dziewiątym roku był lotnikiem. I on przez wojna przedostał się do Anglii i on tam wojował. I on potem napisał książkę o tym wszystkim i on w domie swoim, swojej zagrodzie zrobił muzeum. I teraz napisali że taki list do jego syna, że on był tam lotnikiem, że Anglia dała myśliwiec samolot i on przywiózł jeszcze w swojej zagrodzie postawił.
- Prawdziwy? cały?
- No. Jak powiedzieć, o Polsce powiem, dla mnie to bardzo dziwne było, ja po wojnie za 65 lat drugi raz do Polski przyjechałem. W 49 roku mnie oswobodzili z wojska, a teraz w przeszłym roku dopiero do Polski pojechałem! To oni mnie tam, jak legenda, pytają się, o Jezus! I korespondenci mówią: opowiedz, jak tam było, opiszym. Bardzo insteresnie. Oni mówią, tam co napisane, to pół prawdy jest. Raz wydali książka o II Armii Wojska Polskiego, to ja mówia, tam pół prawdy jest. Bo ona była - pierwsza rzecz - w sześćdziesiątym roku wypuszczona ta książka i ona była cenzurowana. Oni nie mogli prawdy napisać. Tak. Jeśli oni prawdę napiszą, ich nie przepuszczą. To oni pisali, jak oni tam. Ja mówię, czytałem, bardzo instresnie, ale mówię, że tam połowa prawdy tylko jest. Nikt tam nie podniesie swego kraju, ani swojej pracy, każda, mówię, historia, pisana w białych rękawiczkach.

Rozmowa nagle zjeżdża na rozważania, kto cham, a kto pan. Kiedy próbuję powiedzieć coś o Litwinach w Polsce, pan oświadcza: "chwilka posłuchamy", bo akurat z kościelnych drzwi bucha "Boże, coś Polskę". Wobec tego zamykam się, a po pieśni dziękuję za rozmowę. Pan łapie mnie za łokieć i mówi, że by mnie do domu swego zaprosił, ale wymawiam się, bo muszę robić zdjęcia defiladzie. W czasie defilady stoi na zakręcie i rękami dyryguje przechodzącym orkiestrom. Na koncert do wędziagolskiego Centrum Kultury nie przychodzi.

W środku pan W., żołnierz II Armii Wojska Polskiego
 W trakcie defilady ulicami Wędziagoły po raz pierwszy chyba widzę autentyczne andrusy. Łobuziaki, uliczniki, utrapieńcy - przed wojną biegli ulicami miast za defilującym z orkiestrą wojskiem i naśladowaniem, albo jedzeniem cytryny próbowali wytrącić z równowagi maszerujących i grających. Tutaj rolę andrusek pełnią małe dziewczynki, które małpują ruchy mażoretek i grę orkiestrantów na trąbkach i klarnecie.  Pokażcie mi u nas dzieci, dla których naśladowanie orkiestry nie byłoby "obciachem".

Andruski w akcji, wszystkie "grają" na wyimaginowanych trąbkach
 Na deser, na skraju parku wędziagolskiego znajduję przychodnię zdrowia. Mogłyby w niej mieszkać ze cztery rodziny, jeśli nie więcej. Zamiast tego przez dziury w firankach widać jakieś kartony po darach, stary sprzęt medyczny, połamane meble.




Wejście do przychodni



I plac zabaw w przedszkolu.


Po południu wracamy do Sejn.

***
Dziękuję za tę podróż Orkiestrze Dętej OSP Sejny