11 cze 2012

Lauda cz. I


Dotnuva (Datnów) wygląda niesamowicie w upalny ranek. Jeśli Sejny są jakby zmiażdżone przez ogromny falujący piernat kościoła, to co powiedzieć o Datnowie? Kościół Przemienienia Pańskiego został sklasyfikowany jako barok wileński, ale od typowych przykładów tego stylu różni się mocno, bo zamiast pierzastoróżowy, jest od pasa w górę biały z graficznymi wstawkami oblezień tynku, a od pasa w dół ceglasty jak mur pruski. Razem z ciężkim tłem kobaltowego nieba robi to dziwne wrażenie, jakby ruin po jakimś kataklizmie wojennym.
Kościół w Dotnuva ufundowany w XVII w.,
przebudowany na murowany pod koniec XVIII wieku

 Tak źle jednak nie jest. Przed kościołem biegnie ruchliwa trasa, naprzeciwko jest sklep i parking, drewniane domki, niektóre o figurach tak dobrze znanych z północno-wschodniej Polski.

W Dotnuvie
 Za drogą, przy kościele zaczyna się raj. Lauda położona na środku Litwy jest w ogóle płaska i równinna, a przy tym jest tam niesamowicie bujna roślinność. Przyroda Sejneńszczyzny w czerwcu wydaje się bardzo skromna w porównaniu do tych połaci łąk, pól ogromnych krzewów ziemniaczanych, nadrzecznych chaszczy i pioruńsko zielonej trawy. Po drodze do Dotnuvy pani Danusia ze Związku Polaków mówi, że z tych ziemniaków, które widać z okna autobusu, jak ciągną się po horyzont, będą czipsy.

 Pewnie ze względu na ten urodzaj właśnie tutaj powstał instytut rolnictwa. Bo zanim przyjechaliśmy pod kościół  w Dotnuvie, wcześniej jedliśmy śniadanie w sąsiedniej miejscowości Akademija. Naleśniki serwowano nam w piwnicznej stołówce gigantycznego gmachu z 1911 roku, siedziby akademii rolniczej, założonej przez ministra Piotra Stołypina, który przez czas pewien był właścicielem miejscowości.
 Akademija, zanim po powstaniu styczniowym zaczęli nią władać Rosjanie, nazywała się majątek Datnów i od XVI wieku należała do kolejnych rodzin. W tymże XVI wieku (chyba) pierwsi właściciele - Izakowscy wznieśli tu swój dwór, który stoi do dziś.

Dwór w Akademiji
 Wystarczy odwrócić się plecami do naukowego giganta, żeby zobaczyć jak to tutaj jest. Dworek tonie w zieleni, tonie w niej fosa, którą jest otoczony, i dworski browar, do którego nie mamy czasu podejść, a przez tą zieloną dżunglę go nie widać.

We dworze bywał podobno car Aleksander I
Mostkiem do dworu
Renesans? Klasycyzm?
Pokroczyłoby się...

Widok z mostku na fosie


To było na śniadanie, a wracając na "obiad" do Dotnuvy - podobno dawniej mówiło się "Od Janowa do Datnowa wszędzie słychać polska mowa", co oznacza, że Polonia litewska to nie tylko Wilniuki, ale też Laudanie. Na polskiej mszy niedzielnej zjawia się garstka wiernych. Do tego dochodzą liczni goście, wśród nich ja, i kościół jest wypełniony.


Lwowie i bykowie na chórze kościelnym
Organy






Zejście z chóru, schody prawie półmetrowej szerokości,
bardzo strome


Okazuje się, że na frontonie kościoła był krucyfiks.


 Musiał spaść, albo został zdjęty, a figura Jezusa leży teraz na kościelnej podłodze, opatrzona karteczką z prośbą o datki na renowację. Ponieważ obsesyjnie boję się naturalnej wielkości figur Jezusa (o tym napiszę kiedyś), zrobiłam mu zdjęcie przez szybę.


 W XVIII wieku przy kościele powstał klasztor bernardynów. Po powstaniu styczniowym klasztor uległ kasacie, zakonników wywieziono. Została architektura.















O wsi Wałuć w sieci ani słowa





























 Mostek za zabudowaniami klasztornymi szedł przez gotujące się od dźwięków różnych stworzeń bagienko i rzeczkę. Wzdłuż rzeczki  kawałek ścieżki prowadził po skarpie na cmentarz ze sporą liczbą polskich nagrobków. Widać i czuć było wyraźnie, że tak interesanci kościoła jak i bywalcy cmentarza załatwiają przy ścieżce swoje cielesne potrzeby. Wykazałam zrozumienie dla nich po reserczu w sieci. Otóż w klasztorze jeszcze kilka lat temu żył zakonnik-pustelnik ojciec Stanislavas, którego wielu wiernych uważa za kogoś w rodzaju świętego. Proboszcz zaś, nastawszy do parafii, po śmierci zakonnika jego celę przerobił na toaletę. W sieci wrzało z tego powodu i być może po prostu ludzie nie chcą profanować izby pustelnika.

 Dla nas, jako gości, proboszcz był miły. Na mszy, zanim oddał głos polskiemu księdzu, powiedział, że wie, iż dziś jest ważne święto tutejszych Polaków i cieszy się, że chcą je zacząć od modlitwy. Po mszy wziął latarkę i poszedł pokazać nam kryptę pod kościołem, gdzie są szczątki dobrodziejów datnowskiej świątyni.



 Któryś z księży obejmując w przeszłości datnowską parafię skremował trumny z kośćmi stojące w tej części krypty. Pani Danuta powiedziała mi, że w czasach komuny krypta była w całości wypełniona zebranymi z pól burakami.
- Oni wtedy kościoły przerabiali na magazyny i garaże - mówiła polonijna działaczka.


 Dwie z trzech tablic epitafijnych wiszą na swoim miejscu. Józef Syruć to być może kuzyn babki Miłosza, pochowanej w niedalekiej Świętobrości. Trzecia tablica spadła i odsłania dziurę w murze, przez którą widać kości leżące na piasku. Może zmarła nie życzyła sobie mieć tak brzydkiej repliki oryginalnej tablicy i dlatego ta replika odpadła?


 Z Dotnuvy pojechaliśmy do Kedainiai (Kiejdan), radziwiłłowskiego gniazda. Nocowaliśmy na przedmieściach w strasznym, postkomunistycznym otoczeniu gigantycznych blokowisk. Żadnej zieleni, placów zabaw, tylko co kilkaset metrów hipermarket. Wystraszyłam się, że całe Kiejdany mogą tak wyglądać. Ale po przejściu pół kilometra natrafiłam na dobry znak, jak gdyby fabryczkę.

Dawna piekarnia


 Pani Wala, która opiekowała się nami podczas  pobytu na Litwie, powiedziała mi, że w tym budynku była piekarnia. Dodała, ze za sowietów  na miejscu produkowano wszystko, czego ludzie mogli potrzebować, nie to co teraz...
 W drodze wdałam się z panią Walą w rozmowę o Wańkowiczu. Przejeżdżaliśmy mostem po Niewiaży i wtedy opowiedziałam, jak kapitan statku pasażerskiego kursującego po Niewiaży przed pierwszą wojną spożył co nieco i sprowadził statek na mieliznę. Ponieważ  działo się to nocą i sytuacji za dziobem nie było widać, wyskoczył na pokład ze stojącym dęba włosem i krzykiem: Niewiaża skończywszy!
 Pani Wala śmieje się, ale na mój wtręt, że opisał to Wańkowicz, reaguje milczeniem. W końcu pytam, czy to nazwisko jej coś mówi. Pani Wala na to, że nie. Tłumaczę, kto to był, że w Polsce nagrody dziennikarskie i takież uczelnie noszą jego imię. Pani odpowiada, że może teraz dzieci przerabiają jego książki jako lektury, ale ona nie słyszała. Pocieszam ją, że w Polsce też nie każdy słyszał, a z tego co wiem, żadna z jego książek nie jest u nas lekturą szkolną.
- Jak to? To "Dywizjon 303" nie jest już lekturą? - wtrąca się kierowca, suwalczanin.
- "Dywizjon 303" nie jest Wańkowicza - mówię.
Kierowca peszy się a następnie pyta, to czyj? Teraz peszę się ja i odpowiadam, że może Przymanowskiego? Kierowca stwierdza, ze "Monte Cassino" to na pewno jest Wańkowicza i ja z ulgą potakuję mu, bo tego jestem pewna.

 Mówię pani Wali, że Wańkowicz jako dziecko mieszkał z babką w Nowotrzebach.
- Nowotrzeby! Moja teściowa mieszka w Nowotrzebach! To ja dobrze znam, to kilka kilometrów stąd - woła rozradowana pani Wala.
 Dopowiada mi, że dworu w Nowotrzebach od dawna nie ma, nie ma nawet śladów po nim. Że sowieci wszystko niszczyli, żeby nie zostało nic, żadna pamięć. Pytam o groby przodków wańkowiczowskich w dworskim parku, widziałam je na zdjęciu  w internecie. Pani Wala wzrusza ramionami i znowu milknie. Przynajmniej wiem, że nie mam co żałować, że w Nowotrzebach nie byłam.

 Stare miasto Kiejdan robi odpowiednie wrażenie. Duch wielokulturowości kwitnie, a ja liznęłam tylko jego część, nie zdążyłam na przykład zobaczyć zborów, kościołów, muzeów, czy słynnego minaretu, który według jednych został postawiony przez hrabiego Totlebena jako symbol zwycięstwa Rosji nad Turkami, a według innych - jako prezent dla kochanki-Turczynki. Będzie po co wracać, jednym słowem.

Parkowaliśmy obok synagog: starej z XVIII wieku i nowej z XIX wieku.








XIX-wieczna cerkiew Preobrażeńska w Kiejdanach
Urząd Rejonu
Turgus (targ) w uliczce za Urzędem Rejonu

Zupełnie jak przed wojną















Orkiestra z Ciechanowca podąża na Wielki Rynek





Ul. Stara







Granica starego i nowego miasta




Tu odbywał studia słynny  Gaon z Wilna (XVIII w.)






Ul. Żydowska/Żydu gatve
ul. Żydowska
ul. Żydowska, na drugim planie sklepik z rękodziełem
Dawny młyn, podobno doprowadzony do ruiny przez obecnego właściciela








Ulica Wielka
Wygląda znajomo? (źródło: genealogia.okiem.pl)

Ul. Wielka
Chusteczka ze łzami Janusza (?)

Szlachta (?)
Czesław Miłosz - monogram z brwiami :D
Szwedzki stół (czyżby nawiązanie do zhołdowania WKL
Szwecji przez Radziwiłłów?)
Od wojny, głodu, ognia i zarazy...
Sześć rynków (?)



Tu dają znakomity kwas z beczki, żywy, fermentujący i pachnący razowcem
(woreczki są miękkie, sprawdziłam)




Domy szkockich rzemieślników, sprowadzonych przez
Radziwiłłów do Kiejdan
Sesja ślubna

Na Wielkim Rynku stoi łoże wszystkich Radziwiłłów:
Ościkowicza, Krzysztofa "Pioruna",
Janusza, Bogusława

Pomnik upamiętnia umowę kiejdańską, na mocy której
Radziwiłłowie zhołdowali Wielkie Księstwo Litewskie Szwecji













Podjazd na wzgórze, gdzie stał pałac Radziwiłłów, wysadzony w 1944 r.
Wygląda niewinnie, ale pod koniec można się zasapać
Rys. Napoleon Orda (źródło: pinakoteka.zascianek.pl)
Tu wg. Sienkiewicza Oleńka powiedziała Kmicicowi, że go nienawidzi. Tu
Bogusław Radziwiłł miał siłą dobywać, czego sama Oleńka dać nie chciała.
Na szczycie wzgórza stoi Centrum Kultury w Kiejdanach




Na scenie zespół polonijny "Issa" z piosenką "Kraj ten Miłoszem słynie,
doliną Issa tam płynie" autorstwa Ireny Duchowskiej. Pierwsza z prawej -
moja rozmówczyni, pani Wala

Wracawszy, w autokarze dosiadła się do mnie starsza pani z zespołu "Jutrzenka" z Rezekne (Rzeżyca) na Łotwie. Bez zagajenia zaczęła opowiadać o swoich stronach. Ponieważ nie byłam pewna, skąd jest zespół, zapytałam: Inflanty? I pani ochoczo potwierdziła. Podjechaliśmy pod sklep i młodzi rzucili się robić zakupy na wieczór. Pani skomentowała: "A co w tych sklepach jest, czego u was w Polsce by nie było?" Ja na to, że batoników serkowych na przykład, u nas się tego nie produkuje i nie zna. Pani roześmiała się i pochwaliła, że na Łotwie są. Zaczęła opowieść o tym, że Łotwa eksportuje wyroby mleczne na Litwę, a tam są one sprzedawane taniej, niż za nie zapłacono producentom. Tak zeszłyśmy na rozmowę o gospodarce. Pani opowiadała o tym, że jeden lit jest równy pięciu łatom, o wymieraniu małych miasteczek na Łotwie, wyjazdach młodzieży na zachód Europy.
 Zboczyłam z tematu, zagajając o Plater-Broelów i Zyberków. Pochwaliłam się, że niedaleko Sejn, w Kapciamiestis jest pochowana hrabianka Emilia. Pani powiedziała, że na Łotwie jest kościół, gdzie Emilija bywała będąc dzieckiem i do dziś mają tam zabytkowy fotel, w którym miała zwyczaj siedzieć. Nazwa miejscowości wypadła mi z głowy.

Polonijne "Jutrzenki" z Rezekne. W środku - moja nowa znajoma
 Nie do powtórzenia jest mowa tej starszej pani. Zapamiętałam tylko, jak mówiła, że zespół musiał czekać na autobus, ale to nic, bo czekając zrobiły sobie "repetycję".
Nazajutrz pojechaliśmy do Wędziagoły.
----------------------------------------
  Pisząc podpierałam się przewodnikiem Tomasza Krzywickiego "Litwa". Teraz jestem przekonana, że jest on do niczego, bo natrafiłam w nim na ramkę z biografią Wańkowicza. Wyczytałam w niej, że Jodańce należały do ciotki Wańkowicza, Reginy, a mały Melchior mieszkał w nich ze swoją  siostrą Kingą.
 Niewtajemniczonym wyjaśniam o co chodzi: Wańkowicz miał jedną siostrę, o imieniu Regina. Była między nimi tak duża różnica wieku, że w swoich wspomnieniach żartem nazywał ją "ciotką", lub "Reginową".  Natomiast "King" to przezwisko, które Wańkowiczowi nadały córki, gdy był już bardzo otyły, a one zaczytywały się sienkiewiczowskim "W pustyni i w puszczy", gdzie jak wiadomo występował słoń imieniem King. Żeby to wiedzieć, wystarczyłoby przeczytać choćby jedną książkę Wańkowicza, ale widocznie pan Krzywicki woli pisać, niż czytać.

P.S. Od mojego pobytu na laudańskiej ziemi minęło kilka tygodni. Mogę dodać, że udało mi się nawiązać kontakt mailowy z moją Panią rozmówczynią z Rezekne. Okazało się przypadkowo, że jest to bardzo znana osoba, ale ponieważ była na tym wyjeździe incognito, ja również nie zdradzę jej personaliów. Dzięki korespondencji dowiedziałam się, że miejscowość związana z dzieciństwem Emilii Plater to Krasław (Kraslava) koło Dyneburga (Daugavpils).

4 komentarze:

  1. Gratuluję wnikliwego reportażu ze smakowitymi wątkami żydowsko-wańkowiczowskimi. Bardzo chciałbym zapytać, gdzie autorka znalazła zdjęcia Wankowiczów w pobliżu ich dawnego gniazda w Jodańcach.
    Zafascynowany doliną ludzką Niewiaży obecnie na dobrowolnym wygnaniu w Wilnie Łodzianin

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo dziękuję za miłe słowa. Rzeczywiście, nie ma zdjęć grobów wańkowiczowskich na terenie Kowieńszczyzny, są natomiast zdjęcia z Kalużyc, majątku ojca M. Wańkowicza na dzisiejszej Białorusi. Podaję link do ciekawej strony:
    http://www.radzima.org/pl/miejsce/kaluzyce.html

    Nie będę poprawiać powyższego tekstu, a za wyjaśnienie tej nieścisłości niech posłuży czytającym nasza wymiana komentarzy. Z ukłonami - autorka

    OdpowiedzUsuń
  3. Z przyjemnością przeczytałem i obejrzałem Pani fotoreportaż znad Niewiaży. Dostała mi się reprymenda za Jodańce. No cóż, każdy popełnia błędy. W nowym wydaniu "Litwy" z 1914 błąd został naprawiony. Ja też lubię czytać...
    Pozdrawiam Panią
    Tomasz Krzywicki

    OdpowiedzUsuń
  4. W takim razie "Szczenięce lata" Wańkowicza zna Pan już pewnie na pamięć :D Jako jego bezustanna admiratorka uderzam, bywa, w radykalne tony. Cieszę się z nowego wydania "Litwy" w 2014 roku i również Pana pozdrawiam, czując się docenioną, bo rzadko się raczej zdarza, że Autor osobiście reaguje na wydziwiania czytelników. Z ukłonami - Monika Karpowicz

    OdpowiedzUsuń