22 lis 2016

Joanna Bator "Rok królika". Recenzja

  Czy można/trzeba/warto zmienić skórę, porzucić aktualną tożsamość i wyruszyć przed siebie w nowej roli, żeby coś zgubić, lub jeszcze lepiej - odnaleźć? Na takie pytania odpowiedź daje pewien rodzaj powieści, poświęcony drenowaniu podświadomości przez bohaterów i zmuszający do tego samego czytelnika, o ile zniechęcony od pierwszych stronic nie odrzuci on specyficznej konwencji snu i prawie-majaków. Do takich powieści zaliczam od teraz najnowszą książkę Joanny Bator.
  Jej bohaterka Julia Mrok wiedzie wygodne życie autorki poczytnych romansów z historią w tle. Konsumentka męskich ciał i odważna eksperymentatorka w relacjach międzyludzkich, cieszy się zainteresowaniem plotkarskich mediów i uwielbieniem fanek swojej twórczości. Są jednak w jej życiu cienie: tajemniczy sojusz, psujący harmonię w miłosnym trójkącie, w jakim pisarka żyje oraz stanowiąca zagadkę przeszłość z czasów, kiedy jako sierota znalazła się w domu dziecka. Julia Mrok bowiem "urodziła się bez historii, a urodzić się bez historii oznacza życie bez duszy". 
  I, jak to w powieściach inicjacyjnych bywa, Julia zrzuci luksusowe ubrania, opuści wygodny dom, otworzy świadomość na znaki napływające skądkolwiek (na przykład z zatłuszczonej, czy zalanej kawą okładki tabloidu) i skoczy do króliczej nory, nie wiedząc, co jest po drugiej stronie. Ucieknie więc nie "do", tylko "od". W sennej rzeczywistości pełnej symboli, wśród zdeformowanych lub dziwacznych mieszkańców Frankenstein - Ząbkowic Śląskich będzie czuwać, odbierając niezrozumiałe z początku sygnały, dostosowywać się do wyobrażeń innych i wymyślać samą siebie od nowa, bo jak relacjonuje: "każdy kontakt z człowiekiem czynił mnie wyraźniejszą dla samej siebie". Ze starego życia pozostawi sobie tylko umiejętność pisania, całą resztę zda na przypadek, kierując się wskazówkami ucha, czułego na ciekawe historie. Dawna femme fatale i rywalka innych kobiet zapadnie się w "psiapsiółkowatość" jak w królicze futro, w kontakcie z babskością przeżywając lęk i zarazem otuchę. Kochanka-prowokatorka spróbuje innej odmiany kobiecości, czerpiąc z żeńskiego litość, hojność i macierzyńskie uczucia. Lecz kiedy dogoni ją zagrożenie z poprzedniego życia, wyrwie się z zastałej atmosfery i znów brawurowo ucieknie. Tym razem nie "od", a "do". Do czego? 
  Wielbicielom jasnych, konkretnych utworów literackich z wyłożonym wprost zakończeniem nie polecę tej książki, jak i wszystkich innych niedookreślonych historii, o rozpoczętych i rozmywających się, niczym we śnie, wątkach. Jeśli natomiast potrzebujecie niewielu strun, żeby dograć sobie całą melodię, "nowa Bator" może/powinna być interesującym wyborem. Tym bardziej, że autorka faktycznie idzie w nieco innym, niż do tej pory kierunku.


Za egzemplarz recenzencki w wersji elektronicznej dziękuję Wydawnictwu Znak

2 komentarze:

  1. Właśnie zaczęłam czytać. Mroki pierwszych stronic rekompensuje mi, uwielbiany prze ze mnie, styl pisarski Pani Bator. I być może okaże się, że autorka idzie w nieco innym kierunku, ale wydaje mi się, że wyznaczyła go sobie już w przedostatniej swojej powieści "Wyspa łza". Zmieniły się tylko wektory, bo o ile wtedy wędrowała głównie w głąb własnej podświadomości to w przypadku "Roku Królika" eksperymentując z tzw. "pierwszym ja" i to na wielu płaszczyznach otaczających ją postaci, zahacza także o nadświadomość, (o ile takowe istnieje), czyli tzw. "trzecie ja". Ale to wszystko napisałam na wyrost, bo jak już powiedziałam jestem dopiero na samym początku przygody z "Rokiem królika" i wszystko zdarzyć się może.

    OdpowiedzUsuń
  2. Wierzę Pani na słowo :) Jako że nie czytałam 'Wyspy łzy', to dla mnie przeskok z konwencji kryminału w 'Ciemno..." do 'Roku królika' wydał się spory

    OdpowiedzUsuń