6 wrz 2014

Rowerem cz. I - Ochotniki, Dowiaciszki, Tauroszyszki

 Skarżę się nieraz bliskim, że nuda, wszystko już widziałam, wszędzie byłam, nie ma na Sejneńszczyźnie miejsc, które kusiłyby mnie jeszcze tajemnicą. Dwór w Klejwach znam dobrze, do Szejpiszek po remoncie nie ma po co jechać, w Jenorajściu byłam, Pełele znam, Łumbie oswojone, Sejwy poznane. A jednak niezawodne przewodniki (Baturowa i Rąkowski) coś dla mnie mają, czymś kuszą i wabią. I chwała im za to wielka, bo dzięki nim znajduję miejsca o stokroć lepsze, niż te znane, zasiedlone, wyremontowane, naprawione. Miejsca z tajemnicą.

 Zasięgnąwszy języka u znawcy terenu ruszyłam wprost na Gryszkańce, Łumbie i Kielczany. Na zakręcie przed dawną zlewnią mleka w tych ostatnich skręciłam w lewo w żwirówkę, zgodnie z drogowskazem "Żwikiele 4 km". Wystarczyło najpierw wznieść się wśród łanów kukurydzy, a potem staczać się powoli ze wzniesienia, żeby zobaczyć z góry wielce obiecujący widok.

Starodrzew i nieśmiało wyglądający dach

Na wzgórze z budynkiem prowadzi jednostronna aleja
Drzewa powalały na kolana: klony, lipy i chyba kasztanowce były wielkie, widocznie stare i szumiały jak morze. Nie do wiary, że chociaż po całym majątku nie został ślad, to park dotrwał do dzisiejszych czasów. Ale po kolei.

Budynku pilnowały cielaki. Zostawiłam ich pieczy rower


I oto jest!

 Piętrowy magazyn to ostatnie, co zostało po majątku Ochotniki. Należy wierzyć Irenie Baturowej, że na początku dobra nazywały się Reszecie lub Rzeszotnik. W XVIII wieku należały do drobnej szlachty. Około 1775 roku scalił je Marcin Ochotnicki, pułkownik i były komisarz powiatu grodzieńskiego, i to od jego nazwiska majątek wziął nową nazwę. Od jego potomków majątek odkupił Michał Haberman, właściciel Szejpiszek, wystawca kościoła w Smolanach. W 1933 roku majątek zabrało za długi Towarzystwo Kredytowe Ziemskie, a w 1939 roku nabyła je Eugenia Tietz. W 1945 roku zostały rozparcelowane.

Tyle Baturowa. Teraz niech przemówią szczegóły. Ochotniki musiały być najpiękniej (w moich oczach) położonym dworem na Sejneńszczyźnie. Ani Szejpiszki, ani żadne inne miejsce nie leży na takim zielonym wzgórzu z widokami na cztery strony świata. Sam budynek gospodarczy przypomina trochę układem kamieni starożytną pofolwarczną stodołę w Pełelach, którą przewodniki datują na XVII wiek, właściciele podejrzewają, że jest o 100 lat starsza, a filmowcy nie zastanawiają się nad wiekiem, tylko kręcą (vide "Zmruż oczy" A. Jakimowskiego, jeden z best of the best piszącej te słowa).

Och





Niczym w Salamance albo Cordobie w skwarny dzień letni


 Co jest w tym budynku (i stodole pełelskiej) fascynujące to to, że szeroko rozumiana tradycyjna architektura Suwalszczyzny jest w zasadzie drewniana. Wcześniej, niż to pojęcie sięga, budowano zaś z kamienia. I to jak! Gdyby nie to, XVII-wieczne budowle nie miałyby szans dotrwać do dzisiejszych czasów.

Próg
 Ponieważ jednak zostały w tych stronach tylko dwa takie budynki (a może nie, ale byłaby niespodzianka), to wyglądają tak egzotycznie, jak przeszczepione z innych, dalekich stron.

Z boku i z tyłu budynek zdaje się znacznie większy, bo ściany
uwzględniają spadek wzgórza, na którym stoi

Coś dla sów






Wejście do piwnicy. Ponad drzwiami widać fragment pięknego sklepienia
niczym w zamkowych lochach





Teraz nieco o otoczeniu. Magazyn stoi na zboczu wzgórza. Od strony drogi dojazdowej zaś szczyt wzgórza jest płaski, prawie nie zarośnięty. Naliczyłam na nim około czterech - pięć dołów, wyglądających jak pozostałości piwnic innych budynków, w tym zapewne i dworu.

W dołach polegują różne tam siana i inne komposty,
rosną też dzikie krzewy-samosiejki.

Wśród dostojnego starodrzewu nie brak i wierzb

Nie mogłam oderwać się od tej alei. Kilkusetletnie drzewa to jest moc,
nieważne, w słoneczny dzień, burzę, czy jesienny deszcz.

W końcu jednak musiałam odczarować się i oderwać, bo czekała mnie jazda w jeszcze inne miejsce. Po drodze nawiedziłam XIX-wieczne Dowiaciszki.

Z drogi głównej dworu nie widać za budynkami popegeerowskimi
i innymi.
Trzeba się doń zbliżyć

Fragment


Jeszcze aleja została się piękną
 Trzeba powiedzieć sobie szczerze, panie B.: jeszcze dziesięć lat temu było tu pięknie. Teraz jest to duża, rozciągnięta pod gołym niebem obora. Grodzenie pastuchami gdzie się da, stawianie metalowych płotów, wszechobecne bele itp. pewnie są potrzebne, żeby się utrzymać. Ale pewnie mógłby Pan dorobić niekiepsko, żeby tej całej scenografii nie było i klimat obozu koncentracyjnego dla zwierząt nie odstraszałby turystów. Jakich? W końcu Pana dom jest wymieniony w kilku przewodnikach i na niezliczonej ilości stron internetowych zachęcających do zwiedzania Sejneńszczyzny. Tyle tytułem memento.

Droga wiodła dalej na Widugiery i nie byłabym sobą, gdybym nie sprawdziła postępu rozkładu jedynej i ostatniej krytej słomą chaty, jaką udało mi się zobaczyć około 13-14 lat temu. I narysować, bo aparatów jeszcze się wtedy tak powszechnie nie posiadało, jak teraz. Po strzesze, puchatej i misternie ułożonej, nie został na zewnątrz ślad.

Na wjeździe do Widugier

Strzecha nurknęła do środka

W pewnej odległości od chaty jest też opuszczona obórka
Dla gołąbków?
W sklepie widugierskim "powzięłam" wiedzę co do tego, jak dojechać w interesujące mnie miejsce. Najpierw przecięłam asfalt prowadzący w lewo do Sejw i wojewódzkiej trasy Smolany-Sejny, w prawo - do granicy.

Prawie przy skrzyżowaniu stoi fenomenalna trzytraktowa chyba chata
stojąca (uwaga) na podwalinach, nie na fundamencie. Podwaliny
to też już rzadkość, niewiele takich domów się zachowało
Dalej kierowałam się prosto, jak na Poluńce, ale zamierzając zatrzymać się wcześniej, w Tauroszyszkach. Polskie rejestry cmentarzy wojennych notują tu niemiecki cmentarz z I Wojny Światowej.

W drodze widziałam i taki cymesik.

(Edit'2019) Kolega Krzysiek po latach naświetla: dom na fot. powyżej został przeniesiony do Tauroszyszek, to własność rodziny Bohdana Urbanowicza, profesora warszawskiej ASP, któremu
zawdzięczamy m.in. powrót do Polski wielu dzieł zagrabionych przez III Rzeszę. Dom ten profesor przeniósł i postawił w miejscu, gdzie stał folwark Tauroszyszki, dzierżawiony niegdyś przez rodzinę jego matki, Krzyżanowskich. Tu B. Urbanowicz zmarł, a spoczął na warszawskich Powązkach.
Z ciekawostek jeszcze i to, że niżej (a raczej z boku) podpisana mieszka niemal przy ul. Władysława Skoczylasa, który był teściem prof. Urbanowicza.


Cmentarz zajmuje wycięte z wysokiego wzgórza półkole

Na szczyt wiedzie 40 schodków
 Lub raczej wiodło. Schodki nie leżą już poziomo w gruncie, tylko obsunęły się tak, że ich powierzchnia jest ustawiona niemal pionowo. Wejść można chwytając za malinowe chrusty i inne krzewy. Zejść - hm. Jeśli wierzyć mapce ze strony Rady Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa, grobów jest około 210.

Na szczycie pomnik z napisem: Polegli w Wojnie Światowej
1914/1918 i krzyż z datą 1914

Na terasach są mogiły niemieckich żołnierzy
Naprzeciwko cmentarza widać ciekawe wysepki w morzu kukurydzy
Z Tauroszyszek zawróciłam do Widugier i puściłam się trasą na Sejwy, jednak w drodze tknęło mnie, żeby skręcić w lewo na Dziedziule, Wiłkopedzie i Klejwy. Robić zdjęć nie było czemu. W Dziedziulach jest wiele agresywnych psów rozdających karty na gminnej bądź co bądź drodze, w Wiłkopedziach jest kawałek drogi żwirowej, ale nie za wiele, a Klejwy są o wiele większe, niż naiwnie myślałam znając głównie okolice dworu.

 Dobijając do trasy na Sejny łypnęłam okiem na odnowiony dwór w Łumbiach i muszę powiedzieć, że chwała należy się miłym państwu właścicielom za renowację werandy i pobielenie całości domu.

Tylko z daleka, bo widocznie byli goście, ale i z daleka
wygląda krzepiąco. Chwała!

Dwór w Łumbiach jeszcze z czasów szkoły podstawowej
(zlikwidowanej w 2004 roku)
  Tego dnia Ochotniki okazały się najlepszą niespodzianką. Z przewodników wyłuskałam jeszcze kilka, które śpiewają ku mnie syrenim głosem i czekają, aż do nich przyjadę. I przyjadę.

***
Podziękowania należą się miłemu panu kierowcy szkolnego busa z Puńska za wskazanie drogi do cmentarza w Tauroszyszkach. Kolejne podziękowania składam Krysi R. za biustonosz. Co prawda nie sportowy, ale przeznaczony dla takich jak ja. Dzięki niemu po raz pierwszy na rowerze koncentrowałam się na jeździe i krajobrazie, a nie na tym, że zaraz coś może odpaść.

------------------------------------
Edit'2019

Jak miło jest, kiedy internet wypluje jakieś nieodnajdywalne, albo przeoczone wcześniej dane! Kwartalnik "Białostocczyzna" (nr 4/48/1997), wydawany przez Białostockie Towarzystwo Naukowe Regionalnego Ośrodka Studiów i Ochrony Środowiska Kulturowego w Białymstoku podaje, że kamienny magazyn w Ochotnikach pochodzi z czasów, kiedy wieś należała do klucza sejneńskich dominikanów (a "wyszli" oni z Sejn pod zaborem pruskim w 1804 roku), powstał więc najpóźniej w XVIII wieku, a równie dobrze i wcześniej. Jest tu również ciekawostka - w piwnicach (do których najpewniej wchodziło się od szczytu, co widać na powyższych fot.) dominikanie przechowywali miód i wino :3

6 komentarzy:

  1. Miło, że ktoś nas chwali i docenia nasze wysiłki. 😊 Zapraszamy do dworu w Łumbiach 😊.

    OdpowiedzUsuń
  2. Cała przyjemność po mojej stronie :) Miałam okazję u Państwa przez chwilę gościć w towarzystwie warszawskiej dziennikarki i tamtejszego naukowca. Jestem wdzięczna za możliwość obejrzenia wnętrz, w których bywałam w czasach szkolnych

    OdpowiedzUsuń
  3. Szkoda ,ze tak zaniedbano dwór w Dowiaciszkach jak również np. taka trzyczęściową chatę na podwalinach. To w Polsce o konserwacji choćby pokostem lnianym juz zupełnie zapomniano?? Szkoda....

    OdpowiedzUsuń