12 sie 2019

Piotr Nesterowicz "Jeremiasz", czyli kiedy ostatnio czytaliście powieść o Sejnach?


  Ktokolwiek spodziewał się wydania współcześnie powieści, której akcja dzieje się w jednej trzeciej na Sejneńszczyźnie, to na pewno nie ja. Nie teraz, kiedy u państwa pisarzy nie ma już tego typowego dla lat PRL-u sentymentu do prowincji. Na szybko potrafię teraz wymienić z tamtej epoki "Poziomkowe lato" Doroty Lubomirskiej-Hosowicz, czy fragment "Za tyle pięknych dni" Joanny Iwaszkiewicz. Z nowszych - thriller amerykańskiego autora, którego nazwisko, tak jak i tytuł książki utonęły w mojej pamięci i za nic nie chcą wrócić. 


   Do mnie sceptycznej trafiła wydana rok temu przez W.A.B. powieść historyczna Piotra Nesterowicza "Jeremiasz". Rzecz jest o względnie młodym człowieku, śledczym służącym w III Oddziale Kancelarii Osobistej Jego Cesarskiej Mości w Grodnie, u schyłku XIX wieku. Jeremiasz przybywa do Supraśli, aby przyjrzeć się sprawie morderstw popełnionych na supraskich fabrykantach i ihumenie tamtejszego klasztoru. Zaczyna się to więc jak rasowy kryminał, jednak zmierza w stronę powieści inicjacyjnej. Oto bowiem Jeremiasz, jak biblijny prorok o tym samym imieniu, zaczyna odbierać komunikaty boskie, głosić je i zarazem podążać ścieżką samopoznania. 

    Nie wie, czemu ten ciężar spada na niego, syna samotnej matki, wychowanego w nieprzyjaznych Berżnikach w atmosferze izolacji, jako dziecko zdrajcy Cyriaka Accorda - sejnianina, jednego z naczelników Powstania Styczniowego. Accord ojciec uciekł z powstańczą kasą i zmienił wiarę na islam, wskutek czego domniemany syn łykał w berżnickiej szkółce upokorzenie i odbierał kuksańce od kolegów. W sejneńskim gimnazjum przyklasztornym pojął, że rozum powinien tryumfować nad duchem. Ale odepchnięty Bóg miał wobec niego inne plany i nieszczęsny Jeremiasz peregrynuje między Supraślą, Grodnem, Białymstokiem, Krynkami, Mułami, Berżnikami, aby w finałowych scenach znaleźć się w Sejnach i Pogorzelcu, gdzie przed laty doznał największej z życiowych strat. Czy choćby ten katalog nazw miejscowości nie działa dostatecznie wabiąco? Są tu jeszcze prorok Ilija z Grzybowszczyzny, okołosejneńska szlachta i nasi Staroobrzędowcy, a co oni czynią Jeremiaszowi, tego nie zdradzę.

   Nie jest to historia z happy endem, bo bohater w chwili uzyskania pełnej samoświadomości traci ją zapewne na zawsze. Ale cóż stąd, jeśli podróżując z nim można potrenować wyobraźnię w poznawaniu Podlasza (i opisów ówczesnych Sejn, włącznie z mieszkańcami) w epoce chaosu i strachu przed bliskim końcem świata. Dlaczego Podlasza? Wrażliwi na dopisywanie Sejneńszczyzny do Podlasia powinni zacząć lekturę od krótkiego posłowia na końcu, gdzie autor wyjaśnia m.in., jakie poczynił zmiany i przyznaje, że dołączył Suwalszczyznę do powieściowego Podlasza, krainy bardzo podobnej do tej realnej, ale jednak nie do końca. To dobry sposób na uniknięcie irytacji i zrozumienie autorskich intencji, pomocny w spokojnym odbiorze całości. A że warto odebrać całość, w to ja ani chwili nie wątpię. Dla nas ta powieść to absolutny must read, a przynajmniej rzecz, która powinna znaleźć się na półce w każdym szanującym się sejneńskim domu. 

   Za egzemplarz "Jeremiasza" serdecznie dziękuję panu redaktorowi Filipowi Modrzejewskiemu z Wydawnictwa W.A.B. (Grupa Wydawnicza Foksal).

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz